[RECENZJA] Piotr Jastrzębski - "Z dna"

„Skazany na dyktę czy na nadzieję?”


„Życie, życie jest nowelą,
Raz przyjazną a raz wrogą,
Czasem chcesz się pożalić,
Ale nie masz do kogo”
.


O prawdziwości słów piosenki z repertuaru Ryszarda Rynkowskiego na własnej skórze przekonał się Piotr Jastrzębski - dziennikarz i felietonista obecnie współpracujący  z „Dziennikiem Trybuna”. Jego obycie ze słowem pisanym zaowocowało między innymi laurem Lubelskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich oraz wyróżnieniami na zawodowej niwie, a szczęścia na prywatnym gruncie dopełniał dom z bali budowany bez kredytu, kochająca żona i dzieci jak również Tajga i Małpa – uwielbiane psy, potęgując w mężczyźnie złudne przeświadczenie, że dobra passa może trwać wiecznie.

To, iż „będąc szczęśliwym jest się poniekąd dzieckiem” zrozumiał w  latach 1999 -2000 zaraziwszy się wirusem wojny, kiedy to korespondował z kilkoma redakcjami skupiającymi uwagę wokół konfliktu bałkańskiego. Oglądany naocznie jawił mu się przeciwstawnie do telewizyjnego przekazu znanego przeciętnym odbiorcom i zaowocował publikacją pisaną na cztery ręce wraz z Vladanem Stamenkovićem zatytułowaną „Humanitarna wojna” (2001 r.), jednak to z książką „Z dna” opublikowaną w 2017 roku nakładem Wydawnictwa ARW DK MEDIA POLAND Sp. z o. o., przyszło mi rozpocząć przygodę z twórczością autora zamykającego na niewiele ponad stu sześćdziesięciu stronach pewien etap życia widzianego z perspektywy alkoholika, narkomana i niedoszłego samobójcy, który z rozbrajającą szczerością wyznaje: „(…) moim nałogiem pierwotnym jest alkohol. To on mnie pierwszy zachwycił, uwiódł, porwał i rozkochał tworząc piękne wizje, zupełnie jak robi to namiętna kochanka. Narkotyki (…) stały się zamiennikiem, substytutem pierwszej miłości. Co nie znaczy, że też ich nie pokochałem”.

Przeciwnie – pokochał miłością bezmierną, która co rusz odwzajemniała mu się wystawaniem pod sklepem i zaczepianiem przechodniów, kradzieżami i szukaniem butelek oraz złomu, jak również organizowaniem akcji z towarzyszami niedoli: Damianem, Rybakiem, Główką, Markiem, Magikiem, Felkiem i Dźwignią, w pełni świadomymi, że „miło jest delektować się stanem posiadania czegokolwiek”, choćby nawet pokrytego pleśnią chleba znalezionego na śmietniku i odgrzewanego na patelni, który wybornie smakuje, kiedy głód pokarmowy niemniejszy jest niż alkoholowo – narkotyczny.

To sytuacje nie do pojęcia dla przeciętnego Kowalskiego, ale Jastrzębski ponad wszelką wątpliwość wykazuje z wykorzystaniem pięknej polszczyzny, iż „koszmarna reguła absurdu determinuje naszą rzeczywistość”, nierzadko spętaną ołowianym łańcuchem zdarzeń, które niczym śnieżne kule spadające z wielkiej góry, przygniatają bez uprzedzenia i wbrew woli, zabijając po drodze wszelkie plany, marzenia i nadzieje na lepsze jutro, ustępując miejsca długom, dragom, denaturatowi oraz depresji spychającym człowieka w czeluści mroku – na dno, skąd „widać wszystkich, ale mało kto je dostrzega”, wszak – zdaniem autora – „pod grubą warstwą pudru chowa się prawdziwa ohyda życia”, a „życie to ułuda, zarówno to trzeźwe, jak i narkomańsko - pijackie. Tyle, że trzeźwe skuteczniej mami”. 

Czy właśnie dlatego dziś czterdziestoośmioletni Piotr podejmował – na szczęście nieudane – próby samobójcze? Być może, gdyż w szponach nałogu tkwił przez dwadzieścia pięć lat, a mimo to – co warto podkreślić – upływ czasu nie zabił w nim otwartości i wrażliwości. Na kartach książki poszukuje bowiem odpowiedzi na pytanie o sens i kolory świata, podświadomie wyczuwając, że życie na przekór czasom i ludziom wbrew, potrafi zaskoczyć i ofiarować antidotum na ból duszy. Trzeba tylko chcieć go dostrzec, tak jak uczyniła opisana przez niego tańcząca para staruszków oraz Sarna i Waldik – dwoje zakochanych żuli. Wszyscy oni „na chwilę stają się (…) szczęśliwi. Na moment zapominają”, bo dobrze wiedzą, że „jeśli trwasz w koszmarze, to każda zmiana jest wybawieniem”, przy czym są świadomi, iż „większość ludzi tkwi w błędnym przekonaniu, że to właśnie nałóg prowadzi na dno. Owszem, czasem tak właśnie jest. Jednak nie zawsze. Czasami to właśnie dno prowadzi do nałogu”, albo – jak w przypadku opowiadającego niniejszą historię – także do poszukiwania prawdy o ludziach i o sobie samym. Tę znaleźć najtrudniej, ponieważ żeby chociaż móc próbować, trzeba było wytrzeźwieć…

Wszystko to sprawia, że niniejszą książkę niełatwo jest przyswoić, a jeszcze trudniej o niej pisać, gdyż podczas lektury pojawiają się momenty skutkujące zupełnym rozbiciem i  chaosem myśli, które krążą gdzieś wokół szeroko pojętego człowieczeństwa i normalności.

Trudno też oprzeć się wrażeniu, że Piotr Jastrzębski dokonał aktu samooczyszczenia się. To swoiste katharsis – czego zapewne nie planował – dotyka także czytelnika, potrafiącego teraz, jak chyba nigdy wcześniej, docenić choćby ciepłe łóżko i mieć świadomość – o czym często zdaje się zapominać, że nic nie jest dane raz na zawsze, toteż należy dołożyć wszelkich starań, by każdego dnia cieszyć się  takim życiem, jakim ono jest.

Owa refleksja wybrzmiewa ze zdwojoną mocą po przeczytaniu epilogu. Autor kreśli w nim niezwykle wymowny list do alkoholu i narkotyków, które za doświadczone chwile pozornej radości wystawiły mu słony rachunek, co z kolei może stanowić przyczynek do postawienia pytań sobie, które mogłyby brzmieć następująco:  na jakie nałogi ja jako człowiek, jestem podatny i czy na tę chwilę jestem od nich wolny, a jeśli nie, to czy zdolny, by się od nich uwolnić?

Spojrzę w lustro pytając wciąż: kogo widzisz? I odpowiem: widzę siebie – szczęśliwą kobietę, a może przeciwnie – zalęknioną dziewczynkę o kobiecych rysach?

A teraz wyjdę na ulicę, popatrzę na ludzi i znów zapytam: czy potrafisz zresetować ustawienia wewnętrznego lustra dostrzegając człowieka w każdym mijanym przechodniu?  Milczę. Czy to znaczy, że nie potrafię? 

Zmuszony więc jestem pójść o krok dalej i postawić ostatnie – fundamentalne pytanie: czy  aby na pewno wolny jestem od nałogu egoizmu, który jest  jedną z największych bolączek współczesnego świata?

A Ty po której stronie lustra stoisz? Kogo widzisz? Przyjrzyj się sobie z uwagą, wszak życie masz tylko jedno. Nie zmarnuj go i przeżyj jak najpiękniej i najlepiej potrafisz, pamiętając, że istnieje nadzieja na lepsze jutro. Nadzieja, która jest piękna właśnie dlatego, że zawsze umiera ostatnia.

Zainteresowanych książką odsyłam na stronę Wydawnictwa ARW DK MEDIA POLAND Sp. z o. o

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego bardzo serdecznie dziękuję autorowi, Piotrowi Jastrzębskiemu.




Niniejszą recenzję opublikowano także TUTAJ na łamach Dziennika Trybuna oraz w gazecie "Nowe Myśli" TUTAJ

Komentarze

  1. Dużo pracy włożyłaś w napisanie tej recenzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na blogu publikuję mało tekstów, ale jeśli już się na to decyduję, staram się każdy dopracować, dlatego bardzo cieszy mnie Twoja uwaga. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
  2. Już wkrótce przystępują do czytania tej książki i czuję, że będzie to bardzo poruszająca historia. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, Agnieszko, że dałaś się namówić na tę lekturę. Mocno wierzę, że nie pożałujesz :) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Fajnie to wszystko zostało tu opisane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Bardzo miło mi to słyszeć z nadzieją, że może książka znajdzie w Tobie kolejną Czytelniczkę. Pozdrawiam! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

[WYWIAD PATRONACKI] Michał Kubicz: Zawsze powtarzam, że dokładnie w tym tkwi największa wartość mojej prozy: opowiadam o postaciach historycznych, a więc z założenia znanych, ale pokazuję ich najbardziej ludzką stronę, a tę widać właśnie w scenach kipiących od uczuć.

[WYWIAD] Daniel Pielucha: Wiedziałem, że będę malował. To niczym nieuleczalna choroba, a jak malować, to szczerze, i to, co się rozumie i czuje najlepiej, stąd ten realizm i Nadrealizm Polski.

[RECENZJA] Maciej Siembieda - "Nemezis"