[WYWIAD] Agnieszka Lis: […] staram się wczuć we wszystko, co piszę. Uruchamiam wyobraźnię.

Oto mój gość: szczęśliwa i spełniona na każdej z życiowych płaszczyzn: kobieta, żona, matka oraz pianistka zakochana z wzajemnością w słowie pisanym. Najkrócej: Agnieszka Lis.


Proszę, dokończ zdanie: Jestem pisarką, więc to oczywiste, że…

Piszę nałogowo. I wcale się tego nie wstydzę!

Natomiast, biorąc pod uwagę moją prezentację, naszą rozmowę chciałabym zacząć od pytania: co jeszcze mogłabyś do niej dodać, czego nie można wyczytać z powszechnie dostępnych źródeł i jak udaje Ci się godzić każdą z życiowych ról? Pytam, bo - niczym Remigiusz Mróz - deklarujesz, że piszesz codziennie. Czy - zważywszy na ilość obowiązków - to kwestia dobrej organizacji, samozaparcia, czy jeszcze jakichś innych czynników?

Rzeczywiście, piszę codziennie. Porównanie z najpopularniejszym polskim pisarzem to oczywiście dla mnie wielki komplement 😊. Niemniej ja mam swój tryb pracy i życia. Myślę, że w mojej codzienności ogromne znaczenie odgrywa wciąż muzyka. Już nie koncertuję, bo nie mam czasu na ćwiczenie, niemniej nawyki – pozostały. W edukacji muzycznej dyscyplina to podstawa. Konieczność codziennego ćwiczenia, i to takiego bez wykrętów, procentuje. W pisarstwie systematyczność też jest niezbędna. Młode lata spędzone w szkole muzycznej nauczyły mnie, żeby nie przyjmować, że czegoś nie dam rady zrobić. To zawsze okazywało się kwestią organizacji. I do dzisiaj działa. W natłoku zadań zadaję sobie pytanie: jak to zrobić, jak wszystko pogodzić, za to w ogóle odrzucam myślenie, że się nie da. Ot, i cała tajemnica…

A co jeszcze chciałabym dodać do Twojej prezentacji? Może po prostu: fajna babka?

Jak myślisz, zasługuję na takie określenie?

Jak najbardziej, w moim odczuciu nawet bardzo fajna babka 😊.

Czy, jeśli autorzy mówią, że opuściła ich wena, to znaczy, że szukają sobie w danym momencie gładkiego usprawiedliwienia dla niepisania?

Nie wiem. Nie mam pojęcia! Każdy ma swoje własne wykręty 😊. Mnie do tej pory zdarzało się lenistwo, a nie brak weny. Oczywiście, że czasem pisze nam się łatwiej, innym razem słowa układają się z większym trudem. Ja jednak raczej sądzę, że jest to kwestia przemęczenia. Nasz organizm ma określoną wytrzymałość. Wiem po sobie, że gdy przekroczę granicę przemęczenia, wtedy pisze mi się z trudem. Do pisania potrzebna jest w miarę świeża głowa. Wtedy słowa płyną gładko. Może to właśnie przemęczenie, każdego rodzaju, to jest właśnie to, co nazywamy brakiem weny?

Rada Języka Polskiego ogłosiła, że w polskiej ortografii zajdą zmiany, obowiązujące od stycznia 2026 roku, jakoby przyczyniające się do, cytuję: zmniejszenia liczby błędów językowych, co – być może – umożliwi piszącym skupienie się na innych niż ortograficzne aspektach poprawności tekstu. O jakich aspektach -w Twoim pisarskim rozumieniu- tutaj mowa i czy „prościej” zawsze znaczy „lepiej”?

Generalnie uważam, że język jest tworem żywym i wymaga dostosowania do rzeczywistości. Inaczej wciąż mówilibyśmy: daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj. Język ewoluuje. Musimy pamiętać, że podstawową jego funkcją jest komunikacja. Dlatego wchłania on, na przykład, zwroty zaczerpnięte z innych języków. Tak jest od wieków. Powstają także nowe słowa, które muszą nazywać nieistniejące wcześniej zjawiska, między innymi  technologiczne.

Ogłoszone przez Radę Języka Polskiego zmiany w ortografii, o które pytasz, są – gdy się przeanalizuje – rzeczywiście porządkujące. Drobne. I zgadzam się, że zasadne.

Kwestia, czy „prostsze” znaczy „lepsze” jest, oczywiście, bardziej skomplikowana. Generalizując, ja lubię sobie raczej utrudniać niż upraszczać 😊. Co, jak sadzę, widać w mojej literaturze. Szukam nowych form wyrazu, bawię się narracją, eksperymentuję i wydaję książki w różnych gatunkach. Po prostu nie chcę być autorką wciąż tej samej książki, w której zmienia się tylko kilka szczegółów i tytuł.

Zatem odpowiedź na Twoje pytanie jest dwojaka – nie, „prościej” nie oznacza „lepiej”. I równocześnie: tak, zmiany w języku uważam za potrzebne, a nawet konieczne.

Jako polonistka uważam, że choć język od zawsze ewoluuje, to jednak zmiany te będą krzywdzące dla rozwoju zwłaszcza młodych umysłów, wszak kluczowym zwrotem w opinii ekspertów jest być może, nie równoważne z na pewno… Czy jako autorka obawiasz się, że ktoś mógłby kiedyś wydać krzywdzącą opinię na temat Twoich powieści, opublikowanych przed zmianami, zarzucając zaniedbanie na etapie redakcyjnym i czy -aby temu zapobiec- jako grono autorów będziecie dążyć do wznowień gwarantujących poprawność zapisów?

Trudna kwestia. Publikując swoją pracę, czy to wydając książkę, czy przygotowując wystawę obrazów, wystawiając sztukę teatralną, etc., musimy godzić się na krytykę. To wpisane w zawód artysty, w tym pisarza. I niestety, niektóre recenzje są dalece nieobiektywne. Ba! Wręcz krzywdzące. Trzeba wyrobić w sobie odporność na hejterskie komentarze (swoją drogą – mamy właśnie przykład słowa, które nie tak dawno jeszcze w naszym języku nie istniało. Z jakiś przyczyn zrobiło karierę. Może po prostu było potrzebne? 😊).

Czy wprowadzane właśnie zmiany w ortografii wpłyną na negatywną ocenę książek wydanych wcześniej? Nie wydaje mi się to bardzo groźne. Po pierwsze, owe zmiany naprawdę nie są wielkie, a po drugie – już nie jeden raz takie modyfikacje były wprowadzane. Przed 1997 rokiem mieliśmy, na przykład, dość skomplikowany zapis partykuły „nie” z przymiotnikami. Czy teksty wydane wcześniej są traktowane jako błędne ortograficznie? Przecież nie. Zatem nie dajmy się zwariować 😊.

Aby dobrze pisać trzeba czytać. Zapewne w myśl tej zasady, publikujesz w sieci krótkie opinie na temat książek koleżanek i kolegów po piórze. Czy któraś z nich zrobiła na Tobie takie wrażenie, że z ogromną przyjemnością przeczytałabyś ją po raz pierwszy jeszcze raz? Możesz przy tym powiedzieć, że jesteś wymagającym czytelnikiem? Jeśli tak, to czy to, czego się spodziewasz, starasz się również przekazać w swoich powieściach?  

Obawiam się, że jestem dość wymagającym czytelnikiem… Po prostu czytam dużo i to od dziecka. Poza tym pewne warsztatowe tajniki pisarskie są dla mnie dość oczywiste, zdarza mi się zatem irytować, gdy czytam tekst, który łatwo mógłby stać się dobrym, ale takim nie jest.

Niemniej, lubię dzielić się tym, co mnie samej się podoba. Publikuję zatem te krótkie opinie, by zachęcić do czytania dobrych, w moim odczuciu, powieści. To bardzo subiektywne oceny i nikt nie musi się z nimi zgadzać. Robię to wyłącznie dlatego, że chcę, więc nikt nie ma na moje oceny wpływu.

Jeśli jednak mam wrócić pamięcią do tej jednej powieści, którą chciałabym znów przeczytać po raz pierwszy… to jest taka. To Winnetou Karola Maya. Facet napisał kultową powieść o wodzu Apaczów, chociaż nie był za oceanem, dopiero wiele lat po sukcesie swoich powieści nazywanych westernowymi odwiedził Amerykę. Jaką trzeba mieć siłę wyobraźni, by stworzyć takie dzieło! Nieustająco zazdroszczę.

Dzielisz się również tajnikami własnego literackiego warsztatu, prowadząc kursy pisarskie we współpracy z Agencją Promocji Autorzy Książek w Obiektywie. Jak brzmi fundamentalna rada, której wtenczas udzielasz piszącym i czy każdy z książkowych bohaterów musi być bohaterski, by mieć szansę na stałe zapisać się w pamięci czytających?

Tak naprawdę rada jest jedna – pisaniu najbardziej sprzyja… pisanie. Po prostu, jeśli chcesz pisać – pisz jak najwięcej! Eksperymentuj, poszukuj.

A bohater oczywiście nie musi być bohaterski 😊. Musi za to być autentyczny i przekonywujący dla Czytelnika. Musimy zatem się nauczyć tak tworzyć postacie literackie, by wstały z kart książki i zyskały trójwymiarową postać. Proste? Skądże, wręcz przeciwnie. Bardzo trudne! Ale możliwe.

Na tę chwilę Twój literacki dorobek -według portalu Lubimy Czytać- liczy czterdzieści różnorodnych gatunkowo publikacji, gdzie każdy czytelnik, bez względu na wiek, ma możliwość znaleźć coś dla siebie. W którym z dotychczas wykreowanych przez siebie światów mogłabyś zagościć, by przeżyć z bohaterami jedną dobę, a w którym po to, by- dysponując tym samym czasem-  móc poprawić zgotowany im wcześniej los?

Tak naprawdę pełnowymiarowych powieści wydałam do tej pory dwadzieścia dziewięć. Za to poszalałam w antologiach – tych mam na koncie ponad czterdzieści. Komercyjnych i stowarzyszeniowych. Tych ostatnich nie można nigdzie kupić, więc raczej nie pojawiają się w zestawieniach czytelniczych.

Natomiast Twoje pytanie dotyczące przeniesienia się w świat bohaterów… jest nie fair! Przecież ja w każdym z tych światów już byłam. I to przez kilka miesięcy. Tworzenie każdej historii wymaga od pisarza zagłębienia się w jej tkankę. Można więc powiedzieć, że w każdej mojej powieści już mieszkałam 😊. I nie mam takich zapędów, by poprawiać fabuły własnych książek. Kiedy już zamknę pisaną historię, zatrzasnę za nią drzwi we własnej głowie, nie chcę naruszać jej substancji. Niemniej… najchętniej poprawiałabym je językowo. Wciąż i wciąż. Z tego powodu nie mogę czytać własnych, już wydanych tekstów. Bo poprawiałbym do końca świata i jeden dzień dłużej…

Ile orientacyjnie czasu potrzebujesz na napisanie powieści od chwili zakiełkowania pomysłu do jego pełnej realizacji i jak przebiegają poszczególne etapy? Czy- z racji, że wydajesz kilka książek rocznie- zdarza się, że pisząc jedną, zupełnie inna historia równolegle wdziera się do głowy, także domagając się opowiedzenia? 

Nie mam zasady. Zwykle piszę książkę około kwartału. Przy czym „piszę” oznacza tu cały proces, razem z tym najważniejszym etapem kreacji, czyli wymyślania. Zdarzyło mi się jednak pisać książkę przez prawie dwa lata… więc wszystko zależy od konkretnej historii.

Za najciekawszy - i chyba również najtrudniejszy – uważam właśnie ten pierwszy etap, w którym przygotowuję się do pisania. Obmyślam wątki, tworzę bohaterów, kreuję kolejne sceny. Sam proces pisania zaś traktuję jako techniczny – po prostu wymyśloną historię trzeba przekuć w odpowiednią ilość liter. Kiedy przygotowuję jedną powieść, staram się ją skończyć i dopiero potem zabieram się za następny tekst. Zdarza mi się, w tak zwanym międzyczasie, robić redakcję tekstu, czy też korektę. Ale raczej staram się nie łączyć pisania różnych powieści w jednym czasie. Nie przypominam sobie, czy kiedykolwiek pisałam dwie równocześnie… 

W niezależnym plebiscycie literackim na polską Książkę Roku Brakująca Litera, któremu przewodzę, a którego głównym laureatem V edycji został w 2021 roku Radosław Lewandowski, odbierając statuetkę za Australijskie piekło, znalazłaś się w gronie wyróżnionych, otrzymując dyplom za powieść Pozory. Jak wspominasz tamte chwile, i czy – a jeśli tak to, jakie wartości wyniosłaś wtedy dla siebie?

Bardzo dobrze wspominam! Było to dla mnie ogromne przeżycie. Do dziś pamiętam sukienkę, którą sobie wtedy kupiłam 😊.

Moja myśl była wtedy taka – że należy robić to, co uważamy za prawdziwe. Wciąż tak sądzę i tak staram się pracować. Uważam po prostu, że Czytelnik wyczuje fałsz.

Plebiscyt doskonale to pokazał – doceniono te książki, z których biła autorska szczerość i determinacja w dążeniu do jak najrzetelniejszego opowiedzenia historii.

Głównym bodźcem do naszej rozmowy jest jednak Czerwony – książka opublikowana 10.04.2024 roku pod skrzydłami Wydawnictwa Purple Book, różna od tej przez nas nagrodzonej jak ogień i woda. Czy to znaczy, że jako pisarka potrzebujesz owej różnorodności gatunkowej, by przetestować twórcze możliwości? A może to wymogi wydawniczego rynku skłaniają Cię do bycia w tym względzie elastyczną, a zarazem pozostającą wierną sobie?

To z całą pewnością jest moja potrzeba. Zresztą, mówiłam już dzisiaj o tym. Rynek wydawniczy wcale nie przepada za autorami „wielogatunkowymi”. I tym bardziej wciąż jestem wdzięczna wydawnictwu Purple Book, że podjęło się wydania Niebieskiego, Czerwonego i Testamentu. Chociaż miałam już ugruntowaną pozycję jako autorka powieści obyczajowych, to jednak wydanie mojego thrillera i kryminału było pewnym ryzykiem. A w każdym razie wymagało wiele pracy, przede wszystkim marketingowej. A my planujemy kolejne książki w tych gatunkach! W tym roku jeszcze Czcij ojca, czyli kolejny tom Testamentu, w przyszłym roku Żółty i jeszcze jeden tom o wścibskiej dziennikarce radiowej z Koszalina.

Już rzut oka na okładkę sprawia, iż czytelnik może się uśmiechnąć zyskując pewność (nawet bez poznania autorstwa), że to Twoja powieść, bo nie jest tajemnicą, iż- jak ja- uwielbiasz kolor czerwony, jednak naszych nad nim zachwytów- z wiadomych względów- nie podziela Marcelina. Czy grafik przed przystąpieniem do pracy nad okładkowym projektem miał szansę poznać jej historię, wszak zarazem pięknie i strasznie ukazał dąb świętej Teresy w Bromierzyku?

Tak, oczywiście! W Purple Book każda osoba zaangażowana w proces wydawniczy zna tekst, nad którym pracuje. To prawdziwy luksus dla autora.

Wracając jednak do okładek - ja w ogóle mam do nich szczęście. Wiele z okładek moich książek jest po prostych pięknych. To wprost majstersztyk! Dotyczy to między innymi Niebieskiego i Czerwonego. W tym ostatnim na okładce zostało wykorzystane zdjęcie prawdziwego dębu Świętej Teresy, który można znaleźć niedaleko pozostałości po wsi Bromierzyk w Puszczy Kampinoskiej.

W moim odczuciu napisałaś książkę będącą hymnem złożonym naturze. Czy to znaczy, że udaje Ci się rozumieć mowę drzew? A może tak mi się tylko wydaje i -jak Marcelina- uległam bezszelestnie przepływającej przez wersy manipulacji?

Ulegasz 😊. Ale to dobrze! Bardzo się cieszę. Bo staram się wczuć we wszystko, co piszę. Uruchamiam wyobraźnię. Czytam na opisywany temat. Oglądam dużo zdjęć. I jeśli efekt jest taki, jak go właśnie określiłaś – to jestem szczęśliwa. O to przecież mi chodziło. 

Nieprzypadkowo pytam, ponieważ wymieniony dąb jest niemym- pomijając szum gałęzi- bohaterem niniejszej książki. Czy stojąc pod nim w czasie odwiedzin tego wyludnionego miejsca, zdołał wyszumieć coś szczególnego, czego pierwotnie nie planowałaś zawrzeć na jej kartach, ale w tamtej chwili poczułaś, że to absolutnie konieczne, w przeciwnym razie opowieść okaże się być niepełną?

Bromierzyk jest miejscem niezwykłym. Byłam tam kilka razy i za każdym razem przychodziło mi do głowy coś, o czym wcześniej nie pomyślałam, a co stało się ważnym elementem w powieści. Zatem tak – to miejsce (nie tylko dąb Świętej Teresy) miało na fabułę Czerwonego ogromny wpływ.

Zdradźmy nieco i powiedzmy, że Marcelina śni czerwienią, która czyni koszmarnym jej –i tak już niełatwe- życie. A jaki kolor miałyby szansę przybrać sny, wziąwszy pod uwagę całokształt Twojej egzystencji na jej obecnym etapie?

Pracuję bardzo dużo i intensywnie, szukam zatem spokoju, a kolorem uspokajającym jest niebieski… więc takie powinny być, hipotetycznie, moje sny. Spodziewam się jednak, że niedługo staną się żółte… bo za chwilę właśnie tę książkę będę pisać.  Premiera Żółtego wiosną przyszłego roku, czas zabierać się do pracy!

Zasadnym też –z uwagi na treść- wydaje mi się postawienie pytania: czy wierzysz w duchy i skąd Twoje zainteresowanie percepcją podprogową?

Ja w ogóle uważam, że są zjawiska, których nie rozumiemy. Czy to są duchy? Być może to kwestia nazwy. Wierzę, że są siły, które mają na nas wpływ, a my nie mamy pojęcia, na czym polega ich działanie.

Za to percepcja podprogowa nie ma nic wspólnego z działaniem duchów. Badaniami nad nią zajmują się naukowcy. Po pierwszych eksperymentach Jamesa Vicarego, które okazały się oszustwem, kolejne wykazały, że przekazy podprogowe działają. I zostawmy ten temat na tym etapie, żeby nie zdradzić zbyt wiele z fabuły Czerwonego

Szczególny dar, który ofiarowałaś bohaterce, skutkował- delikatnie rzecz ujmując i nie wdając się w szczegóły- załamaniem jej zdrowia psychicznego. Czy z perspektywy czasu patrząc na swoją opowieść, nie uważasz, że dziewczyna zasłużyła na promyk nadziei, brodząc po głowę w tunelu pełnym krwistej mazi?

Oczywiście, że zasłużyła. Ale życie nie jest sprawiedliwe. I książkowe fabuły także nie…

Przyznam, że niejednokrotnie strach mnie oblatywał podczas lektury równoważony przy tym współczuciem dla tych, o których opowiadała – z Jerzym Panflem na czele. Najkrócej mówiąc, czytałam w poczuciu, iż obudziłaś we mnie gen strachu, który skłania do refleksji nad bezmiarem okrucieństwa człowieka wobec drugiego człowieka i- co równie przerażające- ów łańcuch cierpień i krzywd zdaje się nie mieć końca… Czy to jakaś taka nasza pokoleniowa klątwa, na którą nie znajdujemy antidotum nie dlatego, że nie możemy, ale ponieważ nie chcemy znaleźć?

Jeśli oblatywał Cię strach podczas lektury – to jest to dla mnie powód do dumy. Wiesz, ja przez lata twierdziłam, że jeśli ktoś sprawnie włada warsztatem pisarskim, to będzie potrafił napisać tekst w każdym gatunku. Tak gadałam i gadałam, aż sobie uświadomiłam, że to tylko słowa. Bez pokrycia. I że – abym mogła twierdzić tak z przekonaniem – powinnam napisać książkę w innym gatunku. Tak wykrystalizowała się decyzja o napisaniu Niebieskiego, potem Czerwonego. Skoro zatem twierdzisz, że bałaś się przy lekturze Czerwonego – to znaczy, że mi się udało. Thriller jest przecież gatunkiem, w którym Czytelnik ma się bać!

Zaś co do okrucieństwa człowieka nad człowiekiem... to najbardziej przerażająca część naszej ludzkiej egzystencji. Od stuleci, a może i tysiącleci istnieje, a nawet się rozwija. W Gladiatorze, filmie z roku dwutysięcznego z Russellem Crowe w roli głównej jest przeokrutna scena, w której „spotykamy” ukrzyżowaną rodzinę głównego bohatera. To świetny film, ale bardzo go nie lubię – bo unaocznia nam, że przez wieki nic się nie zmieniło. Ludzkość była i wciąż jest bezmyślnie i bezinteresownie okrutna. Pytasz, czy to klątwa?

Nie wiem. Nie sądzę. Raczej ludzka małość. Spotkałam się z twierdzeniem, że niemieckie obozy koncentracyjne rozpoczęły się w momencie, gdy po raz pierwszy jakiś Żyd został popchnięty przez nazistowskiego oficera. Albo po prostu przez Niemca. Cywila.  

Może zatem słuszniejsze będzie stwierdzenie, że okrucieństwo bierze się z poczucia wyższości?

Stąd już naprawdę niedaleka droga do poniżania tych, którzy są „gorsi” z jakiegokolwiek powodu.

Na drodze Marceliny stają kolejno: były narzeczony-  Łukasz, kolega z biura podróży- Krzysztof, przyjaciółka Paulina i… moje największe rozczarowanie, pasjonat dobrych filmów- pan Stanisław i jego kompani. Czy wszyscy oni są w jakiś sposób odzwierciedleniem osób naprawdę istniejących i czy z którąś chętnie porozmawiałabyś pijąc z nią kawę i nagradzając się w ten sposób za kawał- naprawdę solidnie wykonanej, literackiej pracy?

Nie, żadna z tych osób nie jest prawdziwa ani nawet nie ma swojego wzorca w rzeczywistości. I wiesz… nie chciałabym się spotkać z tymi postaciami. A na kawę chętnie się umówię… z kimś innym😊. Także i po to, by odreagować długi twórczy proces. Może my się wybierzemy razem na okołoliterackie pogaduchy do kawiarni?

Bardzo chętnie 😊. Tymczasem popuśćmy wodze fantazji i załóżmy hipotetycznie, że umiejętność wykazywana przez Marcelinę przechodzi na Ciebie. Jaki kolor z całej palety barw chętnie byś widziała i co dobrego -a może złego- mogłoby z tego wyniknąć?

Oj, nie wiem, czy chciałabym zostać obdarzona takim darem! Myślę, że to bardzo kłopotliwa sprawa… Zdarza mi się wprawdzie czasem słyszeć dźwięki kolorami, ale nie zawsze i nie wiem, od czego to zależy. Być może istotny jest tutaj stopień zmęczenia. Kolorowych aur jednak nie widzę…

Lubię niemal wszystkie kolory, w tym – bardzo nawet - czerwony. Ale w określonych okolicznościach! Na przykład czerwona szminka jest niezastąpiona. Albo czerwone buty. Ale czy chciałabym śnić „na czerwono”? Już niekoniecznie.

Wolałabym nie poznać tego czucia, nie doświadczać takiego daru, jakim została obdarzona Marcelina. Książka to książka, a życie to życie. Nie mieszajmy tych dwóch światów…

Załóżmy również, że wchodzisz do księgarni z zamiarem kupna tylko jednej książki, z którą przyszłoby iść przez resztę życia. Jak brzmiałby jej tytuł i dlaczego zdecydowałabyś się na jej wyłączne towarzystwo? Czy sądzisz, że na taki literacki przywilej miałby szansę także Czerwony, właśnie przez wzgląd na fakt, że –jak wspomniałam na początku- to Twój ulubiony kolor? A może nie miałby jej wcale, bo w tym względzie za nic w świecie nie byłabyś sentymentalna?

Nie byłabym sentymentalna 😊. Ale przede wszystkim – nie ma mowy, żebym potrafiła wybrać jeden tytuł na całe życie! Choć mam swoją „książkę książek” i jest to Mistrz i Małgorzata Bułhakowa, to jednak życie z jedną tylko książką? Wykluczone!

Na kartach Czerwonego Marcelina mówi do swojej matki: Jak Ty mnie znasz. Doskonale wiesz, że ciszą wyciśniesz ze mnie więcej niż pytaniami. Czy – gdybym teraz zamilkła, mogłabym uzyskać odpowiedź na pytanie, którego dotychczas nikt Ci nie zadał, a na które wciąż marzysz, by móc odpowiedzieć?

Jeszcze nie… może kiedyś… To jeszcze nie ten czas.

Czerwony obok poprzedzającego go Niebieskiego, domknie Żółty, tym samym wieńcząc cykl Aury. Kiedy można się go spodziewać? Mogłabyś uchylić rąbka tajemnicy, zdradzając, czy będzie równie mrocznie i… no właśnie, jak?

Premiera Żółtego przewidziana jest na wiosnę przyszłego roku. I ma być... cóż, mrocznie. Tak, po raz kolejny. Przecież Aury to seria thrillerów! Znów zabiorę Czytelników w inny rejon Polski (tak dla przypomnienia: akcja Niebieskiego toczyła się na podprzemyskiej wsi, a Czerwonego w Bromierzyku, w Puszczy Kampinoskiej). Na razie nie zdradzę jeszcze, dokąd konkretnie zabiorę bohaterów, ale mam już dość dokładny plan. Ponownie też planuję odwołać się do pewnych wydarzeń historycznych, które zdeterminowały życie okolicznych mieszkańców.

Jak wyobrażasz sobie swoje twórcze życie za powiedzmy pięć- dziesięć lat, biorąc pod uwagę szybki rozwój sztucznej inteligencji? Czy sądzisz, że dla Ciebie jako pisarki, będzie stanowiła pomoc, czy przeciwnie – zagrożenie? 

Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Sądzę, że AI zmieni nasze życie, i to zapewne znacznie bardziej, niż dzisiaj sądzimy. Na razie pisarskie próby AI są, delikatnie rzecz ujmując, nieatrakcyjne, niemniej… cóż, zobaczymy. Obserwuję sytuację. I tak, mówiąc wprost, trochę się boję tego, co nam przyniesie przyszłość.

Czego mogłabym Ci życzyć?

Bestsellerów, oczywiście! Choć mam pisarskich marzeń bardzo wiele, to jednak niektórych nie chcę zdradzać. Jak się okazuje, jestem przesądna.

Opowiem za to o tym, co mi się udało z moich marzeń spełnić lub spełniać. W przyszłym roku spodziewam się ekranizacji mojej powieści bożonarodzeniowej. Film kinowy zatytułowany Piernikowe serce będzie romantyczną komedią familijną, świąteczną oczywiście. W rolach głównych: Katarzyna Żak, Małgorzata Socha, Barbara Kurdej-Szatan. Myślę, że będzie pięknie.

W ubiegłym roku, dokładnie 13 października, na deskach Teatru Druga Strefa miała miejsce premiera mojego monodramu. Sztuka w wykonaniu Katarzyny Traczyńskiej nie tylko utrzymała się na afiszu przez cały sezon artystyczny, ale także planowana jest na rok przyszły, a nawet – co cieszy mnie szczególnie – zaczyna swoją podróż po Polsce. Odbyły się już pierwsze spektakle wyjazdowe.

Także w ubiegłym roku nagrałam audiobooka swojej książki, Testamentu. To była dla mnie wspaniała przygoda i bardzo chcę ją powtórzyć.

A z marzeń… obiecuję, że podzielę się nimi, gdy już zacznę spełniać 😊.

Życz mi zatem, proszę, powodzenia i wiernych Czytelników!

Zatem życzę tego i wszystkiego innego, co warte jest spełnienia.

W ostatnim słowie do Czytelników, chciałabym powiedzieć jeszcze…

Jejku, ja mam nadzieję, że to nie jest moje ostatnie słowo? Jeszcze mam trochę historii do opowiedzenia…

Bardzo dziękuję za tę rozmowę i poświęcony czas.


Z Agnieszką Lis rozmawiała Iwona Niezgoda – pomysłodawczyni i organizatorka niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca Litera, prowadząca blog Góralka Czyta.




Wywiad powstał we współpracy okazjonalnej z Wydawnictwem Purple Book.


 




Komentarze

  1. Iwonko.Z prawdziwą przyjemnością przeczytałam wywiad z Agnieszką .Wiesz przecież ,że bardzo cenię Jej pióro i to jakim jest Człowiekiem .Zadałaś tyle ciekawych pytań.BardzobCibdzuekuje .ciekawych pytań

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, Ewuniu, że bardzo cenisz Agnieszkę. Tym milej mi, że treść rozmowy zdołała Cię zaciekawić. Buziaki! :* :*

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

[WYWIAD PATRONACKI] Michał Kubicz: Zawsze powtarzam, że dokładnie w tym tkwi największa wartość mojej prozy: opowiadam o postaciach historycznych, a więc z założenia znanych, ale pokazuję ich najbardziej ludzką stronę, a tę widać właśnie w scenach kipiących od uczuć.

[WYWIAD] Daniel Pielucha: Wiedziałem, że będę malował. To niczym nieuleczalna choroba, a jak malować, to szczerze, i to, co się rozumie i czuje najlepiej, stąd ten realizm i Nadrealizm Polski.

[WYWIAD PATRONACKI] Radosław Lewandowski: […] to czas zweryfikuje jakość naszej twórczości.