[RECENZJA] Elizabeth Flock - "Emma i ja"

„Nie ma sensu myśleć, że coś, co nie istnieje, jest prawdziwe”


Miłość niejeden przybiera odcień, poruszając i zaskakując zwłaszcza wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe. 

Od tego tematu nie stroni Elizabeth Flock debiutująca „Krzykiem ciszy”. Spod jej pióra wyszły też: „Dogonić rozwiane marzenia”, „Emma i ja” oraz kontynuacja tejże książki, zatytułowana „Co się stało z moją siostrą?”.

Literacką przygodę z twórczością autorki rozpoczęłam lekturą powieści psychologicznej pod tytułem „Emma i ja” wydanej w styczniu tego roku nakładem HarperCollins.

Na kartach pisarka maluje słowem obraz ośmioletniej Carrie Parker, której tragiczna śmierć ukochanego tatusia, na zawsze zamknęła drzwi do przeżywania beztroskiego dzieciństwa. Drugi mąż matki zamienił je w koszmar, ponieważ ciągłe awantury, łzy, siniaki, krew i głód zagościły w domu na dobre, i nic nie wskazuje, by miało się to zmienić. Taki stan rzeczy spędza sen z powiek dziewczynki i jej dwa lata młodszej siostrzyczki, Emmy. Starsza ze wszystkich sił próbuje ją chronić, co rodzi serię zdarzeń nieuchronnie prowadzących do dramatu, o którym nawet nie śniły. Jaką rolę odegra Emma i jaki sekret skrywa rodzina Parkerów? Czy dane jej będzie zaznać choć odrobinę spokoju?

Wydawać by się mogło, że literatura wyczerpała z nawiązką limit historii przedstawiających dramat małego dziecka, będący wynikiem przemocy w rodzinie borykającej się z problemem uzależnienia od alkoholu, i że już żadna z nich nie może zaskoczyć i poruszyć do głębi. Nic bardziej mylnego!

Udowodniła to Elizabeth Flock kreśląc opowieść z perspektywy małej Carrie. Jawi się ona jako ofiara i przewodniczka zarazem, bowiem czytając, miałam wrażenie, że udręczona, trzyma mnie kurczowo za rękę i oprowadza po świecie bardzo dalekim od dziecięcej idylli. 

Koszmarne zdarzenia zdają się nie mieć końca. Przybierają kształt ciemnego tunelu, do którego przewrotny i okrutny los zepchnął obie siostry zdane prawie wyłącznie na własne towarzystwo. Ich maleńki świat zamyka się w czterech ścianach pokoju zwanego gniazdem, czasem przenosząc się za kanapę i na dwór, gdzie – otoczone życzliwością ze strony panów Whita i Druma Wilsona oraz panny Mary i siedmioletniej Orli Mae Bickett, uciekają przed Richardem – ojczymem, który nie waha się zakuć ich w łańcuchy i karmić jedzeniem przeznaczonym dla psa.

Fakt, że Libby – dawniej kochająca żona i matka, teraz zupełnie nie radzi sobie z życiem, dodatkowo pogarsza sprawę. Jej zobojętnienie i niezdolność do podjęcia choćby próby polepszenia warunków rodzinnej egzystencji, mąż wykorzystuje, doskonale odnajdując się w roli damskiego boksera.

Dla kontrastu, z zakamarków dziecięcej pamięci, niczym światełka w owym tunelu, nieśmiało wyzierają piękne wspomnienia o tatusiu, które autorka wplotła dyskretnie, przez co dodatkowo spotęgowała przeżywane emocje, które niejednokrotnie wyciskają łzy z oczu czytelnika.

Ale to nie wszystko, ponieważ ostatnie strony powieści przynoszą nagły i niespodziewany zwrot akcji, z hukiem burząc misternie budowany obraz siostrzanej więzi. Na jego zgliszczach, miejsca irytacji, złości i bólu – uczuć nieodłącznie towarzyszących lekturze, zajmują dezorientacja i osłupienie.

Dlaczego? To sekret, którego nie zdradzę. Pójdźcie w moje ślady i odkryjcie go, pamiętając, by wcześniej zaopatrzyć się w solidny zapas chusteczek. 

Zainteresowanych książką odsyłam na stronę Wydawnictwa HarperCollins TUTAJ

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego bardzo dziękuję Wydawnictwu


Niniejszą recenzję opublikowano także na łamach Pienińskiego Portalu Informacyjnego TUTAJ

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[WYWIAD PATRONACKI] Michał Kubicz: Zawsze powtarzam, że dokładnie w tym tkwi największa wartość mojej prozy: opowiadam o postaciach historycznych, a więc z założenia znanych, ale pokazuję ich najbardziej ludzką stronę, a tę widać właśnie w scenach kipiących od uczuć.

[WYWIAD] Daniel Pielucha: Wiedziałem, że będę malował. To niczym nieuleczalna choroba, a jak malować, to szczerze, i to, co się rozumie i czuje najlepiej, stąd ten realizm i Nadrealizm Polski.

[RECENZJA PATRONACKA] Michał Kubicz - "Julia. Dom Cezarów"