[RECENZJA] Anna Piecyk - "Matnia"

"Przez wódkę (…) traciłem swoją rodzinę nawet tego nie zauważając"


Alkoholizm niczym ośmiornica, dotyka swymi mackami ludzi, ale w przeciwieństwie do niej, pozostawia ślad na długie lata, spychając w otchłań uzależnienia rodzącego ból i cierpienie wielu rodzin.

Ten niełatwy do ubrania w słowa temat podjęła Anna Piecyk – bibliotekarka debiutująca książką pod tytułem „Pustka”. W poczuciu, iż sprawy trudne i ważne stanowią o naszym człowieczeństwie, nakreśliła także psychologiczno – obyczajową powieść zatytułowaną „Matnia”, opublikowaną nakładem Wydawnictwa Oficynka w 2013 roku.

Pisarka namalowała słowem chwytający za serce obraz trzypokoleniowej rodziny, której życie zostało naznaczone piętnem alkoholizmu. Grażyna, Ryszard, Agata, Tadeusz, Filip i Alicja pogrążają się w matni, zarazem żywiąc nadzieję na poprawę egzystencji. Jednak brak stabilizacji i niepewność jutra sprawiają, że głębokie pragnienie zmian na lepsze pozostaje w sferze marzeń, a los, który bywa przewrotny, zsyła serię tragicznych zdarzeń następujących lawinowo po sobie. Czy uda się przerwać złą passę? Jak wysoką cenę przyjdzie zapłacić za popełnione błędy i ulotne chwile szczęścia.

Mieszkająca w Międzyzdrojach Anna Piecyk przeniosła Czytelnika do Świdnicy – malowniczego zakątka swego szczęśliwego dzieciństwa, gotując bohaterom książki zgoła odmienny los, bowiem w rodzinie Wrońskich wódka lała się obficie przeradzając w potoki łez płynące z oczu opowiadających przerażającą i tragiczną w skutkach historię, której początki sięgają 1972 roku, kiedy Grażyna i Ryszard byli dziećmi, a ich życie zdominowało pasmo nieszczęść: ojciec, powiesiwszy na gałęzi psa, ponieważ zagryzł wszystkie kury, zniknął bez śladu, co skłoniło matkę do intymnych kontaktów z innymi mężczyznami pod pretekstem chodzenia do pracy i sięgnięcia po kieliszek.

Taki stan rzeczy wzbudzał w rodzeństwie stale narastający wstyd i żal do niej, które znalazły upust w słowach Ryszarda: „Zniszczyła mnie jej choroba”.

Można zaryzykować stwierdzenie, że autorka kreśliła opowieść w myśl hasła: „Minimum słów, maksimum treści”, bowiem książka liczy nieco ponad sto osiemdziesiąt stron skrywających ogromny ładunek emocji udzielających się Czytelnikowi za sprawą pierwszoosobowych relacji zdawanych przez poszczególnych członków. Tym samym każdy z nich dokłada własną cegiełkę do obrazu świata zbudowanego na płynnym fundamencie – świata, który niczym kryształowy kieliszek rozpadł się na milion małych kawałków raniąc wszystkich wokół, a choroba alkoholowa jak złośliwy wirus, wciąż na nowo atakowała rodzinę stanowiącą podstawową komórkę społeczną.

Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że Anna Piecyk na kartach książki wyprzedziła bieg zdarzeń zamykając je dopiero w 2062 roku. Tym samym dała  oczywisty i zarazem bardzo wyraźny sygnał, że zaprezentowana historia lubi się powtarzać i niestety znajduje swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, bowiem ludzie zniewoleni przez sidła nałogu żyją tuż obok nas. Czy to oznacza, że nie ma już dla nich nadziei? Pisarka pokazuje światełko w tunelu prezentując wzorcową postawę jednego z bohaterów, który  po stoczeniu heroicznej walki o siebie, powiedział: „Walczyłem. Wygrałem. (…) Chciałem żyć inaczej”.

Z każdej sytuacji jest przynajmniej jedno wyjście, a chcieć to móc – warto o tym pamiętać.

Zainteresowanych książką odsyłam na stronę Wydawnictwa Oficynka TUTAJ.

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego bardzo dziękuję Wydawnictwu


Niniejszą recenzję opublikowano także na łamach Pienińskiego Portalu Informacyjnego TUTAJ.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[WYWIAD PATRONACKI] Michał Kubicz: Zawsze powtarzam, że dokładnie w tym tkwi największa wartość mojej prozy: opowiadam o postaciach historycznych, a więc z założenia znanych, ale pokazuję ich najbardziej ludzką stronę, a tę widać właśnie w scenach kipiących od uczuć.

[WYWIAD] Daniel Pielucha: Wiedziałem, że będę malował. To niczym nieuleczalna choroba, a jak malować, to szczerze, i to, co się rozumie i czuje najlepiej, stąd ten realizm i Nadrealizm Polski.

[RECENZJA] Maciej Siembieda - "Nemezis"