[RECENZJA] Marcin Pilis - "Relikwia"

„Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”.

Lud Boży jest wspólnotą świętych i grzeszników doświadczających wzlotów i upadków, o czym w ostatnim czasie namacalnie przychodzi nam się przekonać w związku z informacjami odbijającymi się w mediach szerokim echem, skupionymi wokół nadużyć, których dopuszczają się duchowni Kościoła katolickiego.

Ten niełatwy do ujęcia w słowa temat podjął z niemałym rozmachem i wyczuciem zarazem, na kartach powieści Relikwia, Marcin Pilis. Spod pióra tegoż dziennikarza, prozaika i felietonisty do tej pory wyszły również: Opowieść nawiasowa (2006r.), Łąka umarłych (2010r.) oraz Zatrute pióra. Antologia kryminału (2012r.), jednak to właśnie za przyczyną Relikwii opublikowanej przez Wydawnictwo BLISKIE w 2009 roku, odbyłam swoją pierwszą literacką podróż pod jego przewodnictwem.


Oprowadził mnie on po pewnym miasteczku, o którym niespodziewanie zrobiło się głośno za sprawą kości kanonika zamordowanego w 1584 roku przez czeskiego barona. Odnaleźli je archeolodzy prowadzący wykopy w podziemiach kościoła pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny. Splendoru zdarzeniu dodaje objawienie się miejscowemu proboszczowi, Augustynowi Płaczkowi, świętego Dominika Savio – patrona ministrantów i Henryka Kietlicza – arcybiskupa gnieźnieńskiego opowiadającego się między innymi za wprowadzeniem celibatu duchowieństwa niższego i wyższego szczebla. Dlatego nie dziwi, że wieść o relikwii posiadającej jego zdaniem moc wpajania wiary – niesie się z prędkością światła, wzbudzając ogromne zainteresowanie lokalnej i przyjezdnej społeczności oraz mediów. Wszyscy pragną doświadczyć niezwykłości starych kości, co zasiewa ziarno niepokoju u Zygmunta Korala, pasterza sąsiedniej parafii, a to z kolei skutkuje donosem. Co odkryje, i jak na te rewelacje zareaguje Kuria, pragnąca zgłębić przeszłość Augustyna wysyłając na przeszpiegi byłego wikariusza owej parafii, Wacława Wilczyńskiego? Jaką rolę odegra Ela Rymanek – młodzieńcza sympatia księdza Płaczka i jak wysoką cenę za tę miłość po latach przyjdzie im zapłacić?

Marcin Pilis na plan pierwszy powieści wysunął, bardzo nietypowo, stare kości kanonika, wokół których od pewnego momentu zaczął kręcić się maleńki świat jednej prowincjonalnej, polskiej parafii pod przewodnictwem Augustyna Płaczka. Dla tego czterdziestosześcioletniego księdza noszenie sutanny stanowiło powód do dumy, będąc jednocześnie spełnieniem dziecięcego marzenia o byciu dobrym pasterzem, dbającym o swój kościół w znaczeniu materialnym i duchowym, o czym świadczyć mogły zarówno remont świątyni, którego się podjął, jak również pomoc potrzebującym, której nigdy nie odmawiał, toteż cieszył się poważaniem ludzi – odwzajemniając się dobrem za dobro – murem za nim stanęli w trudnych chwilach, nie zdając sobie sprawy, że będą one także dla nich największą próbą wiary przeciwstawionej pewności, że ksiądz Augustyn to heretyk, który nie służy Kościołowi i gwałci prawdziwą wiarę, ale przecież wiara wcale nie musi być bardzo głęboka. Wystarczy, że jest pewna. Tylko pewna wiara jest w stanie uskrzydlić nas na tyle, abyśmy mogli zatrzymać Boga w najtrudniejszych momentach, abyśmy ufając Mu, zostali z Nim

Z takiego założenia wyszli: Maurycy Pluta – przewodniczący rady parafialnej, jego żona Anna, Irena Goszczykowa, Andrzej Fiałkowski i wielu innych, przekonanych święcie, że jeśli w (…) cząstce wiary znajdziesz miejsce na akceptację cudu, to tak, jakbyś dotknął Boga, dlatego tłumnie nawiedzali kościół adorując relikwię przez całe dnie, co wzbudziło niepokój kapłana z sąsiedniej parafii, Zygmunta Korala – zagubionego, słabego i podatnego na wpływy karierowicza, który w imię świętego obowiązku nie zawahał się donieść na Augustyna do Kurii, co stało się przyczynkiem zdarzeń następujących lawinowo po sobie.

Skupiały się one wokół szeroko pojętych: wiary, moralności i granic przyzwoitości, które każdy z nas indywidualnie wyznacza, dlatego, co niewątpliwie należy poczytać na korzyść nakreślonej przez Pilisa historii, próżno tutaj szukać ocen ludzkich zachowań, czy też prób nakłonienia Czytelnika do tego, aby sam się o takowe pokusił.

Pisarz zadbał jednak z całą starannością, by tychże co rusz dokonywali bohaterowie działający pod wpływem wszelakich impulsów i w myśl słów Jezusa: Źdźbło w oku bliźniego widzisz, a belki w swoim nie dostrzegasz, co potwierdzili swymi postawami choćby Andrzej Młynarski i ksiądz Zygmunt Koral, który, przy współudziale tego pierwszego, pragnąc zabłysnąć jak perła w koronie, wydał Augustyna Kurii, stawiając go przed piłatowym sądem księdza Wacława Wilczyńskiego, znanego z ciągot ku małym dziewczynkom i chłopcom, toteż można by zaryzykować stwierdzenie, że Bóg poskąpił mu dostąpienia łaski przeżycia prawdziwej i głębokiej miłości.

Doświadczyli jej za to Augustyn i Ela Rymanek. Uczucie tych dwojga zakiełkowało już w latach szkolnych, a przynosząc owoc obfity, przetrwało burzę i próbę czasu. Trudno więc było mi oprzeć się wrażeniu, że w owym wątku miłosnym można by odnaleźć analogię do gorącego romansu, który wywiązał się między Meggie Cleary i Ralphem de Bricassart – parą znaną z kart powieści autorstwa Colleen McCullough zatytułowanej Ptaki ciernistych krzewów.

Tychże cierni nie szczędził także myszkowski pisarz swoim kochankom, bliskim przekroczenia granicy, poza którą był już tylko grzech (…) niezmywalny, jasny dla Boga, ciemny dla człowieka, obficie ścieląc nimi ścieżki ich życia, by w ostatecznym rozrachunku mogły zagłębić się w ich sercach głęboko, sprawiając, że jedno nagle przestało bić…

Czy więc uwolnienie człowieka z więzów życia należałoby poczytać za akty łaski i woli bożej? Pytanie to towarzyszyło mi podczas lektury, bowiem autor ambitnie, lecz nienachalnie, z wykorzystaniem potoczystego języka, nakłania do przemyśleń filozoficznej natury, charakterystycznych dla świętego Augustyna, w którego Wyznaniach bohater Marcina Pilsa się zaczytywał, co nie znaczy, że z tego powodu powieść jest stricte filozoficzną – z całą pewnością nie, jednak skłaniającą do podjęcia próby zrozumienia, że dostępujemy przemiany ontologicznej za sprawą chrztu i wiary, dlatego jesteśmy odnowieni, i oczyszczeni, ale grzeszni, a to z kolei skutkuje znalezieniem się w stanie upadłym, toteż nieustannie potrzebujemy łaski, a więc pomocy Bożej, by każdego dnia starać się nie rzucać kamieniami – przeciwnie – podjąć wysiłek usuwania ich spod nóg bliźnich.

Wszystko jednak zależy od naszej woli. Wolnej woli, dojrzałości i otwartości na drugiego człowieka. Ślepa wiara przynosi bowiem więcej szkody niż pożytku, a archaiczne nakazy Kościoła próbującego przez stulecia narzucić szereg niepoprawnych poprawności, według których należałoby żyć, bardzo często przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego, ponieważ zamykają nas na prawdziwą miłość do Boga i ludzi.

Starajmy się zawsze o tym pamiętać mając na uwadze słowa: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[WYWIAD PATRONACKI] Michał Kubicz: Zawsze powtarzam, że dokładnie w tym tkwi największa wartość mojej prozy: opowiadam o postaciach historycznych, a więc z założenia znanych, ale pokazuję ich najbardziej ludzką stronę, a tę widać właśnie w scenach kipiących od uczuć.

[WYWIAD] Daniel Pielucha: Wiedziałem, że będę malował. To niczym nieuleczalna choroba, a jak malować, to szczerze, i to, co się rozumie i czuje najlepiej, stąd ten realizm i Nadrealizm Polski.

[RECENZJA] Maciej Siembieda - "Nemezis"