[WYWIAD PATRONACKI] Krzysztof Drozdowski: […] Chcę popularyzować historię, popularyzować czytelnictwo i wszystko, co robię zmierza do tego celu, więc można powiedzieć, że jest to misja.
Proszę dokończyć zdanie: Działam na
wielu różnorodnych płaszczyznach, więc to oczywiste, że…
cierpię na chroniczny brak
wolnego czasu.
Natomiast, biorąc pod uwagę moją prezentację, naszą rozmowę chciałabym zacząć od pytania: co jeszcze mógłby Pan do niej dodać, czego nie można wyczytać z powszechnie dostępnych źródeł i jak udaje się godzić każdą z tych ról?
Na początek muszę sprostować tego polityka. Faktycznie miałem pewne epizody polityczne, ale po 2019 roku definitywnie zakończyłem jakąkolwiek działalność polityczną, skupiając się jedynie na tym, co ważne, czyli na pisaniu. Z perspektywy czasu wiem, że się dużo przez to nauczyłem, poznałem mnóstwo ciekawych ludzi, lecz gdybym miał wybór to… niczego bym nie zmienił. Przecież jestem, jaki jestem dzięki wszystkim moim doświadczeniom życiowym. Jedne były dobre, drugie złe. Wszystkie razem dały mi ogromne doświadczenie w wielu sprawach. A co można dodać? Chyba najważniejsze, że jestem mężem i ojcem, bo to rodzina jest dla mnie najważniejsza, a cała reszta jest dodatkiem.
Wydawcą zostałem dość niedawno, a miało to
związek z realizacją jednego z marzeń o własnym wydawnictwie. Lubię spełniać
swoje marzenia. Kiedyś chciałem zobaczyć swoją książkę w witrynie księgarni,
potem zacząć żyć ze swojej pasji, potem mieć wydawnictwo. Trochę się obawiam
tych swoich marzeń 😊. Pogodzić wszystko ze sobą nie jest wcale
łatwo, a na pewno wymaga to ogromnej samodyscypliny, której czasem jednak mi
brakuje. W końcu nie jestem robotem. Mój dzień zaczyna się około godziny 6.00
rano. Latem często wcześniej i kończy około 23.00. Często jest tak, że od
komputera odrywają mnie jedynie żona lub dzieci.
Najnowsza działalność to wspomniany już projekt pod nazwą Wydawnictwo Brda. Co – patrząc szeroko na rynek wydawniczy w Polsce – przynosi Panu z tego tytułu najwięcej satysfakcji, a co napawa obawą?
Wiele osób zadawało mi to pytanie, jak tylko usłyszało, że zakładam własne wydawnictwo. Bo przecież rynek książki papierowej się kurczy. Ja jednak uważam, że książka zawsze była i nadal będzie, pewnym elitarnym elementem wyróżniającym w społeczeństwie. I, pomimo że coraz częściej sięgamy po wersje elektroniczne to tradycyjna książka przetrwa. Obawa jest oczywiście o to, czy podołam temu zadaniu, czy uda się z tego przysłowiowego tortu wykroić mały kawałeczek dla siebie? Jestem jednak dobrej myśli.
W 2018 roku Pańska książka pod tytułem Tajemnica Doliny Śmierci. Droga do prawdy uzyskała nagrodę internautów w konkursie portali Granice.pl i Histmag.org w kategorii HISTORIA NIEBANALNA. Jakie wartości wyniósł Pan wtedy dla siebie jako autor najlepszej książki historycznej?
Ta nagroda to wielka zasługa moich czytelników, którzy każdego dnia głosowali. Ten sukces sprawił mi wówczas wiele satysfakcji, pokazał również, że poruszony temat jest nadal świeży w pamięci mieszkańców Bydgoszczy i regionu.
Tak, trzydzieści to brzmi dumnie, ale znam autorów, którzy wydali więcej książek i chcę ich przegonić. A tak już serio, to nie wyobrażam sobie swojego życia bez pisania. To była moja wielka pasja, która przerodziła się w sposób na życie. To powoduje, że zawodowo jestem spełniony. Robić to, co się lubi to największe szczęście. U mnie jest tak, co też powtarzam w trakcie spotkań autorskich, że pisząc jedną książkę rodzą mi się pomysły na dwie kolejne. I nie jest to przesada. Wówczas, robiąc sobie przerwy od pisania przeglądam swoją biblioteczkę w poszukiwaniu odpowiedniej literatury, przeszukuję Internet i robię pierwsze przymiarki. Czasami jest tak, że dopóki nie zapiszę kilku stron, które siedzą mi w głowie, to nie mogę się skupić na głównej książce, którą mam na warsztacie. Trzeba znaleźć jakiś złoty środek. Na tę chwilę mogę powiedzieć, że mam w różnym stopniu rozpoczęte siedemnaście innych tematów. Możliwe, że ostatecznie nie wszystkie zostaną ukończone, ale kto to wie?
Czy w miarę upływu lat zaobserwował Pan u siebie jakąś zmianę podejścia do pisania? Zdarza się odczuwać kiedykolwiek coś na kształt twórczej niemocy, a jeśli tak, to jakie antidotum Pan na nią wtenczas znajduje?
Piszę książki od 2012 roku z czteroletnią przerwą. Dostrzegam znaczące polepszenie warsztatu, choć sam styl pisania raczej wiele się nie zmienił. Staram się pisać lekko, tak by było to zrozumiałe tak samo przez zaawansowanego czytelnika, jak i dla osoby, dla której będzie to pierwszy kontakt z książką. Uważam, że nie sztuką jest napisać tak książkę, by nie dało się jej przeczytać. Staram się unikać słów, których znaczenie trzeba by sprawdzać w słownikach. To zabija całą radość z czytania.
Co do niemocy, to są oczywiście takie dni, że
chce się mniej lub wcale. Jednak traktuję pisanie jak normalną pracę, a w niej
urlopu jest mało. Jednak takie zmęczenie jest u mnie rzadkie. Raz, że jestem
podniecony tematami, które na mnie czekają, więc tym szybciej chcę skończyć
jedną książkę, a dwa, że pisanie po prostu sprawia mi przyjemność. Staram się
też dużo czytać, bo przecież, kto nie czyta, ten nie pisze, i to też jest forma
relaksu. Kiedy już nic nie działa to zawsze zostają żona i dzieci, które dają
mi siłę i cel w życiu.
Udziela się Pan również na internetowym kanale Ukryte Historie. Jak ocenia Pan ewolucję mediów w kontekście przekazywania informacji historycznych i współczesnych? Czy nowe technologie bardziej pomagają, czy szkodzą rzetelności informacji?
Ten kanał to mój wielki wyrzut sumienia. Uwielbiam nagrywać filmy dokumentalne i opowiadać historie. Jednakże ostatnie miesiące są wypełnione ciągłym pisaniem i kanał poszedł nieco w zapomnienie. Co pewien czas obiecuję sobie, że do tego wrócę, no ale jest jak jest.
Na pewno obserwujemy od pewnego czasu wielki wysyp tego
typu kanałów. Każdy z nich ma inną jakość. Niestety, wiele z pojawiających się
filmów to streszczenie jakiegoś artykułu czy książki. Rzadko kiedy znajdziemy
tam coś odkrywczego. Choć też dostrzegam dużą zaletę tego typu filmów. Znacznie
łatwiej trafiają do widzów, którzy, mam nadzieję, zachęceni historią, sięgną
następnie do książek. Jeśli nie, to zostaną często z informacjami, które nie
zawsze są prawdziwe. To duży problem.
Ową rzetelnością -jako historyk i dziennikarz- winien Pan stale się wykazywać, jednak warto, by w tym miejscu powiedzieć, zwłaszcza o tym, iż udało się Panu doprowadzić do wznowienia przez IPN śledztwa na temat niemieckich zbrodni w Bydgoszczy. Czy można by, więc zaryzykować stwierdzenie, iż praca stanowi dla Pana rodzaj misji? Co musi zawierać w sobie konkretna historia, by zmotywował się Pan powtórnie, w przyszłości, podejmując analogiczne działania?
Z perspektywy czasu chyba mogę powiedzieć, co nie było wcale zamierzone, że ta sprawa mocno wpłynęła na rozpoznawanie mojej osoby. Przez osiem miesięcy walczyłem w każdy możliwy sposób o wznowienie tego śledztwa. Byłem wówczas strasznie zły, że instytucja, która jest powołana do takich działań nie ma takiego zamiaru. W końcu się udało. Duża też w tym zasługa lokalnych mediów, które w większości mnie wspierały.
Czy moja praca jest misją? Zdecydowanie tak!
Chcę popularyzować historię, popularyzować czytelnictwo i wszystko, co robię
zmierza do tego celu, więc można powiedzieć, że jest to misja. Na tę chwilę nie
wiem, co musiałoby się wydarzyć, bym podjął się ponownie takiej krucjaty. Nigdy
nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień.
Autor-weteran – to dobre! Muszę powiedzieć, że normalnie tak o sobie nigdy bym nie powiedział. Ciągle się czuję jak młody pisarz, ciągle towarzyszy mi ekscytacja przy każdej nowej książce. To jak narodziny dziecka, choć oczywiście z nieco mniejszym ładunkiem emocji. Ta książka była już gotowa jakiś czas temu, jednakże została wycofana z wydawnictwa, gdyż zdecydowałem, że to dobry moment na otworzenie własnego. Emocje są, więc u mnie w tym przypadku podwójne. Po pierwsze jako autora książki, a po drugie jako prezesa wydawnictwa, które wydało swoją pierwszą książkę. To wielka radość, ale też wielkie nerwy. Praktycznie codziennie sprawdzam, ile książek się sprzedało poprzedniego dnia, trochę też musiałem zwolnić z pisaniem, by zająć się tym, czym musi się zajmować wydawca, czyli wypromowaniem danego tytułu, szykowaniem paczek i multum innych rzeczy.
Przez długi czas wzbraniałam się przed podejmowaniem tematów z epoki PRL. W końcu, jednak uznałem, że minęło już tyle czasu, że jest wiele osób, które zwyczajnie już jej nie pamięta. Urodziłem się w 1985 roku i tak naprawdę to ja też jej nie pamiętam. Stąd zdecydowałem się na takie delikatne wejście w epokę. Zauważyłem też, tak jak napisałem w opisie książki, że zaczynamy spoglądać na PRL jako na coś romantycznego, tak jak na dwudziestolecie międzywojenne. Było ciężko, jednak fajnie. Wiele osób mówi, że za PRL to było dobrze, bo była praca, było gdzie mieszkać itd., ale tak naprawdę wydaje mi się, że te osoby nie tęsknią za samą epoką, a zwyczajnie za okresem swojej młodości. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Czy kierował się Pan jakimś kluczem, dokonując subiektywnego wyboru prezentowanych historii? Czy któraś z nich stała się szczególnie bliska na początku i taką pozostała do ostatniej kropki zwiastującej koniec pisania?
Tak, zawsze kieruję się pewnym kluczem. A jest nim zwyczajnie to, co mnie osobiście zainteresuje. Można by znaleźć wielu seryjnych morderców w okresie PRL, których historia wydawać się może ciekawsza od tych, które zaprezentowałem w książce, możemy znaleźć afery, które ktoś uzna, że miały większy wpływ na nasze życie. I ja się z tym mogę nawet zgodzić.
W mojej książce znajdziemy te historie, które
mnie zaciekawiły. Więc jest to bardzo mocno subiektywny wybór. Ale był jeszcze
drugi klucz. Otóż kilka z tych historii przeistoczy się w osobne publikacje.
Pracuję nad tematami, które zostały przedstawione w formie osobnych rozdziałów,
a według mnie zasługują na osobne książki. I tak też się stanie. Natomiast w
tym przypadku nie przywiązywałem się do żadnego z tematów na tyle, by
powiedzieć, że stały się gwoździem programu 😊.
Na książkę składa się dwadzieścia osiem historii o ludziach, które Pan przytacza na podstawie źródeł bibliograficznych i fotograficznych. Wszystkie one pozbawione są jednak odautorskiej refleksji. Dlaczego? Czy w Pańskim zamyśle, wnioskowanie to zadanie dla czytelnika?
To prawda, chciałem pokazać daną historię taką, jaka ona była a nie co ja o niej myślę. Każdy czytelnik po przeczytaniu danego rozdziału sam zacznie się zastanawiać co z tymi ludźmi było nie tak, czy też, dlaczego ktoś zdradził, mimo że w domu czekała na niego żona i dzieci. Praktycznie w każdej tej historii możemy dostrzec zwykłe ludzkie słabości i troski dnia codziennego, takie, z którymi i my się stykamy. To daje możliwość głębszego wczucia się w treść. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Autorzy często starają się poprzez to, co
napiszą wpłynąć na tok myślenia czytelnika. Wskazać mu drogę, którą powinien
podążyć. I to jest w porządku, choć tak naprawdę nie ma nic wspólnego z
obiektywizmem. Chciałem tego uniknąć. Chciałem dać czytelnikowi historię. A co
on z nią dalej zrobi, to już wielka niewiadoma. Od pewnego czasu we wstępie
zamieszczam swój adres e-mail z prośbą o refleksje po przeczytaniu książki. I
często je dostaję. Czytam każdą uważnie. Informacje, które dostaję teraz po
lekturze tej książki utwierdzają mnie, że napisanie jej w ten sposób było
właściwe.
Odniosłam wrażenie, że różnorodny, a przy tym wielobarwny charakter treści, pozwala przenieść się w czasy młodości osób, takich jak: Maryla Rodowicz, Daniel Olbrychski, Anna Dymna, czy Tomasz Stockinger, a z drugiej strony penetrować mroki ludzkiej psychiki, zaznajamiając się szczegółowo z okrucieństwami zbrodni między innymi Stanisława Modzelewskiego i Mariusza Trynkiewicza. Czy -biorąc pod uwagę tak skrajnie różne wizje świata ludzi tamtego okresu- zechciałby Pan pokusić się o refleksję na temat tegoż samego, aczkolwiek już współczesnego świata i również współcześnie żyjących ludzi? Czy PRL na stałe zdołał odcisnąć na nich ślad? Czy -w pewnej mierze- są oni tamtym podobni czy przeciwnie -już zupełnie różni?
Książka jest mieszanką afer, skandali i morderstw. Czyli dokładnie tym, czym żyjemy także i dziś. Z jedną tylko różnicą. Dzięki obecnej w naszym życiu technologii o wszystkim dowiadujemy się więcej i szybciej. Kiedyś były tylko kontrolowane przez władze media i plotki, a mimo to niektóre informacje rozchodziły się po kraju z zaskakującą prędkością.
Patrząc na PRL wydaje mi się, że był to świat
bardziej uporządkowany, spokojny, łatwiejszy do zrozumienia. Społeczeństwo było
ułożone, każdy wiedział, co jest jego celem. Dziś obserwujemy pogwałcenie
wszelkich wartości. W Internecie im głupszy filmik, tym ma więcej wyświetleń. W
gazecie im bardziej szokujący tytuł, tym więcej wyświetleń i sprzedanych
egzemplarzy. Mam wrażenie, że nakręcamy tę spiralę. Obawiam się tylko momentu,
kiedy ona pęknie.
Właśnie z uwagi na szczegółowe opisy zbrodni książka nie może być pozycją przeznaczoną dla czytelników każdej grupy wiekowej, a mimo to mogą po nią z powodzeniem sięgnąć… No, właśnie, komu - w Pana odczuciu - tej rangi literatura ma szansę przypaść do gustu?
Mam nadzieję, że każdemu 😊. No tak, z jednej strony młodzi ludzie nie powinni czytać takich rzeczy. Z drugiej, nie powinni też palić papierosów i pić alkoholu. O innych używkach nawet nie wspomnę. A jednak to robią. Czytanie więc jest najmniejszym niebezpieczeństwem, przed którym staną. Przemoc znajdziemy wszędzie: w filmach, grach, jak i na ulicy, czy w niektórych domach. Żyjemy w czasach, gdzie przemoc nie jest niczym szczególnym. Mam wrażenie, że wręcz jest na porządku dziennym, co oczywiście nie świadczy, że mi to odpowiada.
Wydaje mi się jednak, że po książkę raczej
sięgną wyrobieni czytelnicy w średnim wieku i starsi. Młodzież czyta teraz inną
literaturę.
Badania pokazują, że pamięć jest ograniczona, dlatego wiele informacji nam umyka. W konsekwencji zapamiętujemy tylko około 20% z każdej przeczytanej książki. Czy zawarł Pan na kartach tej ostatniej zdanie, które osobiście uznaje za szczególnie ważne? Co chciałby Pan, by równie szczególnie utkwiło w głowach odbiorców po lekturze Afer, skandali i morderstw…?
Nie podchodziłem do pisania tej książki jako leksykonu z zawartymi mądrościami. Nie ma czegoś takiego, co miałoby utkwić czytelnikowi w głowie. Mam jednak cichą nadzieję, że jej lektura skłoni do pewnych refleksji nad naszym życiem i tym, do czego dążymy w dzisiejszych czasach.
Pokaże też kruchość życia, bo przecież te
kobiety czy dzieci, wychodząc z domu nawet nie brały pod uwagę tego, że już
nigdy do niego nie wrócą. Kłócimy się czasem o błahostki, zapominając, co tak
naprawdę jest ważne. Tak, takiej refleksji bym życzył wszystkim moim czytelnikom
po przeczytaniu tej książki. Nie wiem, czy nie zrobiło się trochę za poważnie…
Gdyby -hipotetycznie rzecz ujmując- miał Pan szansę za sprawą wehikułu czasu spędzić dobę w czasach PRL-u, gdzie skierowałby Pan pierwsze kroki, jako badacz historii tamtego okresu i którą z pojawiających się na kartach książki postaci ośmieliłby się poprosić o pomoc w gromadzeniu niezbędnych do powstania publikacji materiałów?
Jakbym miał taki wehikuł, o którym chyba każdy marzy to zdecydowanie wybrałbym inną epokę. Jeśli jednak miałby to być PRL, to chciałbym porozmawiać z premierem Piotrem Jaroszewiczem. Wiemy, że wiedział znacznie więcej niż, kiedykolwiek powiedział. Jego śmierć jest do dziś wielką zagadką. Jej powodów chyba nigdy nie poznamy, bo w to, że trzech mężczyzn chciało po prostu dokonać rabunku nie mogę uwierzyć. Poświęciłem tej historii również jeden z rozdziałów w książce. Chciałbym poznać sekrety i tajemnice Piotra Jaroszewicza.
W zakończeniu napisał Pan, iż dwa rozdziały […] wkrótce zostaną rozwinięte w samodzielne publikacje. Mógłby Pan powiedzieć coś więcej, tym samym, przybliżając ścieżki swoich pisarskich podróży?
I tak, i nie, bo dopóki nie są podpisane umowy to nie mogę wszystkiego zdradzić. Konkurencja nie śpi (śmiech). Pracuję nad dwoma książkami poświęconymi seryjnym mordercom z okresu PRL. Ale o kim dokładnie to nie chciałbym na razie zdradzać. Mogę jedynie powiedzieć, że wkrótce w Wydawnictwie Brda ukaże się kolejna moja książka tym razem o Tadeuszu Rączce, który dokonał w Bydgoszczy w 1960 roku morderstwa dwójki dzieciaków. Zbrodnia ta wstrząsnęła wówczas miastem. Na pogrzebie, jak obliczała prasa było około 100 000 ludzi. Poczałkowo ta historia miała również znaleźć się w tej książce. Jednak w ostatniej chwili ją wycofałem. W sumie to nie do końca wiem, dlaczego 😊.
To jest chyba właśnie pytanie, którego nikt mi dotychczas nie zadał 😊. A tak serio, to chyba nie ma czegoś takiego. Jeśli mam potrzebę uzewnętrznienia myśli, to siadam i piszę, choćby posty w swoich mediach społecznościowych.
Czego mogłabym Panu życzyć?
Zdecydowanie miliona sprzedanych książek - to moje wielkie zawodowe marzenie.
Zatem tego życzę i trzymam kciuki, by spełniło się ono najszybciej, jak to możliwe.
W ostatnim słowie do Czytelników, chciałbym powiedzieć jeszcze…
Mam nadzieję, że w ostatnim słowie w tym wywiadzie, a nie tak w ogóle. Powiedziałbym, że jestem wdzięczny za każdy zakupiony egzemplarz mojej książki. To pokazuje, że moje pisanie ma sens, że jest ważne nie tylko dla mnie, ale i dla nich. Dodałbym jeszcze, że, mam nadzieję, iż szybko będzie ich milion, bo -tak jak mówiłem- chcę sprzedać tyle książek (śmiech).
Bardzo dziękuję za tę rozmowę i poświęcony czas.
Z Krzysztofem Drozdowskim rozmawiała Iwona Niezgoda – pomysłodawczyni i organizatorka niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca Litera prowadząca blog Góralka Czyta.
Tekst niniejszego wywiadu można przeczytać także na łamach pisma ,,Tygodnik Bydgoski".
Komentarze
Prześlij komentarz