[RECENZJA PATRONACKA] Greg Lindblad - "Wirus władzy"

Ktoś nacisnął guzik i wyłączył świat

    

Aleksandr Sołżenicyn pisał, że nieograniczona władza w rękach ograniczonych ludzi zawsze prowadzi do wybuchów okrucieństwa. Słowa te rozbrzmiewają jak dzwon w debiutanckiej książce mężczyzny tworzącego pod pseudonimem Greg Lindblad opublikowanej 30.09.2020 roku pod patronatem bloga Góralka Czyta i nakładem Wydawnictwa Acomitam.


Twórca nakreślił bowiem z niemałą odwagą treści, których przedmiotem stał się wirus COVID – 19. Powiedziano o nim już chyba wszystko, we wszystkich dostępnych światu mediach, dlatego też w moim odczuciu autor uczynił go jedynie pretekstem do zobrazowania najgroźniejszego zjawiska naszych czasów – wirusa władzy.

W tym celu na kartach powieści namalował zarażonym słowem obraz nędzy i rozpaczy będący wynikiem działań dwóch szalonych naukowców: botanika Benedyktusa i jego przyjaciela Lamberta.

Wierni kultowi wiedzy myśliciele, powołali do życia cyprynodyna – pomarańczowo – czerwonego owada z białym dziobem, który rozmnażając się w zastraszającym tempie, sprowadzał ludzkość w piekielne otchłanie ciemności, pod której płaszczem ukryte były różnorakie lęki w skali globalnej.

Gdzie bije zatrute źródło śmiercionośnej zarazy i czy możni starego świata naprawdę chcą ją powstrzymać, czy może wręcz przeciwnie – chcą, aby przetrwała? Co zamierzają w ten sposób osiągnąć?

Choć wiele czytam, to mało która książka tak bardzo jak ta, wzbudziła we mnie początkowo całe morze niechęci związanej z faktem, iż przyszło mi się z nią zapoznać w czasie trwania pandemii koronawirusa. Brutalnie wdarł się on do lektury infekując poszczególne jej karty. Odkryłam jednak, że jego obecność ma swoje uzasadnienie, a co za tym idzie – głębszy sens.

Wszak pisarz na plan pierwszy wysuwa bohatera niewidzialnego – wirusa, wokół którego – niczym przy czarcim kotle, gromadzi bohaterów drugoplanowych, choć pierwszych mających realny wpływ na wielopokoleniowe losy globalnej społeczności: Will, Howard, Mikael, Benedyktus, Lambert, Kola, Margaet, Ronny, Piotrus, Dan – Zu, Shi Feng i Pati – to owa dwunastka w jego zamyśle dzierży stery statku zwanego starym światem, będąc odpowiedzialną kolejno za zapalenie płuc, śmierć, głód…

Greg Lindblad z rozdziału na rozdział przy użyciu sporej dawki dynamizmu sytuacyjnego oraz z wykorzystaniem prostego, acz przystępnego w odbiorze języka, niczym do zatrutej czary wlewa wszelkie możliwe nieszczęścia, a kiedy już odnosimy wrażenie, że nic gorszego zdarzyć się nie może – wywraca ją do góry dnem, wylewając je na cały glob.

Dlatego też w ostatecznym rozrachunku Ziemia została skażona przez cyprynodyna, wirus i erupcję wulkanów. Wybuchły bomby atomowe, przez które środowisko jest zanieczyszczone.

Nie można oprzeć się wrażeniu, że wizja świata wieszczona przez autora jest niczym innym jak apokalipsą XXI wieku.

Czemu owa wizja ma służyć? To pytanie zadawałam sobie wielokrotnie, by móc dojść do refleksji, którą zawarł w słowach: Pieniądz pogrążył świat, a z nim całą ludzkość. Bóg takiego świata nie chciał. Dał wolną wolę, ale ludzie sprowadzili wszystko do jednego: władza, seks i pieniądze!

Czy w takim razie my także w przyszłości podzielimy los uchodźców zrównanego z ziemią starego świata, poszukujących jak dzieci we mgle, szans na tak brutalnie w jednej chwili odebraną normalność?

Greg Lindblad  moim zdaniem zawiesił to pytanie w zasięgu wzroku i słuchu każdego z czytelników, skłaniając ich także do postawienia sobie innego, mianowicie: czy życie, jakie prowadzimy w dobie obecnej pandemii naprawdę nam się opłaca, skoro każdego dnia tracimy coś, co już nie wraca?

Tym bardziej więc starajmy się, by nasz instynkt przetrwania zaowocował wylaniem czary obfitującej w miłość i empatię, co wymaga z pewnością przeogromnego wysiłku, ale przecież najpiękniejsze w życiu wartości są nie do kupienia, a do rozdania darmo.

Warto o tym pamiętać dając sobie i bliskim sercu osobom szansę na życie w nowym, lepszym nie tylko z nazwy świecie.



Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego oraz daną możliwość objęcia książki patronatem medialnym bardzo dziękuję autorowi, Gregowi Lindbladowi.




Komentarze

  1. Gratuluję ciekawego patronatu. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Agnieszko. Żywię nadzieję, że wpiszesz książkę na listę i kiedy nadarzy się okazja - przeczytasz :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

[WYWIAD PATRONACKI] Michał Kubicz: Zawsze powtarzam, że dokładnie w tym tkwi największa wartość mojej prozy: opowiadam o postaciach historycznych, a więc z założenia znanych, ale pokazuję ich najbardziej ludzką stronę, a tę widać właśnie w scenach kipiących od uczuć.

[WYWIAD] Daniel Pielucha: Wiedziałem, że będę malował. To niczym nieuleczalna choroba, a jak malować, to szczerze, i to, co się rozumie i czuje najlepiej, stąd ten realizm i Nadrealizm Polski.

[RECENZJA] Maciej Siembieda - "Nemezis"