[RECENZJA] Anna Musiałowicz - "Po zbutwiałych schodach"

 Nie powiesz nikomu… Nikt nie może wiedzieć… To tajemnica.


W czterech ścianach mego bólu
nie ma okien ani drzwi.
Słyszę tylko: tam i nazad
chodzi strażnik za murami.

Zaklęte w słowach niepokojące echa kroków pochodzące z wiersza Aleksandra Wata zdają się dopełniać krótki – bo zaledwie dwustuczterdziestostronicowy, prozatorski utwór pióra Anny Musiałowicz zatytułowany Po zbutwiałych schodach i opublikowany 8.04.2024 roku pod skrzydłami wydawnictwa Stara Szkoła.

Na jego kartach, dbając o każdy detal, pisarka odmalowała barwnym słowem mroczną historię Stefana Ciesiółki – posuniętego w latach i mieszkającego w pewnym mieście, stróża równie starej co on, pewnej kamienicy. Dlaczego staruszek z tak ogromnym zaangażowaniem strzeże jej sekretów? Co się stanie, jeśli któreś z nich zdecydują się ujawnić Listowemu ściany mieszkań przez niego odwiedzanych? I w końcu: kim jest ów człowiek i co stanowi cel jego wędrówki?

Anna Musiałowicz znana jest z literatury grozy, w której zwykła tworzyć, jednak Po zbutwiałych schodach wykracza poza gatunkowe ramy, zawierając jedynie – albo aż – jej kluczowe elementy, takie jak: wywołanie mrocznego nastroju podszytego strachem trzymające czytelnika – zwłaszcza nieco bardziej wrażliwego – w niemałym napięciu, aż do samego końca. Jednak, nim przyjdzie mu dojść do ostatniego rozdziału, zaznajamia się z pierwszymi zdaniami, które – otwierając pole dla wyobraźni - brzmią następująco: Była stara i brzydka […]. Gdyby tę kamienicę przyrównać do człowieka przypominałaby zbyt szeroką w biodrach kobietę, która przycupnęła wśród dzikiej roślinności, zapadła się swym ciężarem w ziemię, zgarbiła, pochyliła, jak żebraczka. Zastosowanie personifikacji w tym przypadku zdaje się być rozmyślne i w pełni świadome, umożliwiające ostrowiance ukazanie z pełną mocą, kontrastu kamienicy względem zamieszkującego w niej starego mężczyzny, w którego skórę ona – kreatorka świata przedstawionego – musiała wejść po to, aby go zrozumieć…

Odmierzają ślepe trwanie
jego głuche puste kroki.
Noc to jeszcze czy już świt?
Ciemno w moich czterech ścianach.


Autorka zachęca, by podejmując analogiczną próbę, znaleźć czas i odwiedzić Stefana Ciesiółkę spod czwórki, o którym mówiono: stary dziwak, ale dobry chłop, i który wyblakłymi ze starości oczami widział więcej. Dlatego zasadnym wydało mi się postawienie pytania: czy także dostrzegę więcej, mimo że staruszka dzieli ode mnie przepaść dwóch pokoleń? Odpowiadając sobie doszłam do wniosku, iż to nie metryka, a poziom empatii sprawi, że podczas lektury omawianej tutaj książki mój osobisty obraz pokryje się z tym, powstałym w pisarskim zamyśle. Nic bardziej mylnego! A wszystko za przyczyną Listowego stanowiącego ciesiółkowe antidotum na samotność, która - wdzierając się niepostrzeżenie do wnętrz, budowanych wytrwale przez starszych ludzi prywatnych murów- potrafi boleć, każdego dnia, zabijając ich na nowo, i tak przez wiele lat, aż dojdą do wniosku, że jedyną możliwością, by przerwać tę matnię, w której przychodzi trwać jest śmierć fizyczna. Bo to […] nie upływający czas wysysał z nich życie, lecz świadomość, że stali się niepotrzebni. Pisarka tym jednym zdaniem uderza czytelnika słownym obuchem, skłaniając do postawienia kolejnych pytań: kiedy ostatni raz spędziłam czas ze swoimi dziadkami? Czy mam jeszcze te możliwość i szczęście, usłyszeć opowieści snute ich ciepłymi głosami w przytulnych pokojach, a może już wręcz przeciwnie – zimne ściany krzyczą ciszą, a do uszu wdziera się boleśnie i brutalnie wołanie mojego serca: OGROM TĘSKNOTY ZA WAMI TRUDNO JEST WYRAZIĆ SŁOWAMI!?

Po co chodzi tam i nazad?
Jakże kosą mnie dosięgnie,
kiedy w celi mego bólu
nie ma okien ani drzwi?


Szept ścian zaatakował mnie wielkością zmieszanych ze sobą słów, zaszumiał w uszach, zacisnął obręcz wokół czaszki. Zabolało. – zwierzył się Listowy, podczas jednego z odcinków swojej wędrówki po pomieszczeniach kamienicy, w których mieszkali zwykli ludzie przeżywający zwykłe życia. Z tym większą łatwością na kartach tej… pięknej powieści z elementami grozy można odnaleźć analogie do egzystencji będącej osobistym, bądź też sąsiedzkim udziałem tych, których znamy, wszak nie żyjemy w próżni, a mimo to mroki naszych prywatnych piwnic decydujemy się pokazać niewielu albo nikomu...


Gdzieś tam pewno lecą lata
z ognistego krzaka życia.
Tutaj chodzi tam i nazad
strażnik --- upiór z ślepą twarzą.

Anna Musiałowicz zdaje się być tego zdania, burząc w końcowej scenie pieczołowicie układane w głowie odbiorcy wyobrażenie głównego bohatera. Ba! Rozwala się ono z hukiem niczym kamienica umiejscowiona gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie. Warto jednak jej poszukać, a następnie podjąć ryzyko stąpania po betonowych, stromych, krzywych, w wielu miejscach pokruszonych schodach, właśnie po to, by trafiając w końcu do mieszkania pod czwórką, móc przejrzeć się- niczym w tafli lustra- w wyblakłych ze starości oczach Stefana Ciesiółki i… w pełnej krasie zobaczyć w nich siebie.   


Dodatkowo moją rozmowę z Anną Musiałowicz można znaleźć TUTAJ.


Zainteresowanych książką odsyłam np. do księgarni internetowej Tania Książka.


Za udostępnienie e-booka recenzenckiego bardzo dziękuję autorce, Annie Musiałowicz oraz Mirosławowi Śmigielskiemu z Wydawnictwa Stara Szkoła.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[WYWIAD PATRONACKI] Michał Kubicz: Zawsze powtarzam, że dokładnie w tym tkwi największa wartość mojej prozy: opowiadam o postaciach historycznych, a więc z założenia znanych, ale pokazuję ich najbardziej ludzką stronę, a tę widać właśnie w scenach kipiących od uczuć.

[WYWIAD] Daniel Pielucha: Wiedziałem, że będę malował. To niczym nieuleczalna choroba, a jak malować, to szczerze, i to, co się rozumie i czuje najlepiej, stąd ten realizm i Nadrealizm Polski.

[WYWIAD PATRONACKI] Radosław Lewandowski: […] to czas zweryfikuje jakość naszej twórczości.