[WYWIAD PATRONACKI] Elżbieta Sidorowicz - Adamska: Zadanie pytań, taki jest dla mnie cel literatury. A właściwie w ogóle sztuki.
Oto mój gość: projektantka wnętrz, ilustracji dziecięcej i grafiki
użytkowej, rzeźbiarka, fanka DIY, to jest sztuki polegającej na odnowie
starych, wyrzucanych mebli i innych przedmiotów, którym daruje drugie życie, miłośniczka koni i słowa pisanego, słowem -
Artystka przez wielką A – Elżbieta Sidorowicz – Adamska.
Z uwagi na powyższą prezentację pragnę zauważyć, iż wachlarz zajęć, którym poświęca Pani uwagę ma ogromną rozpiętość i barwi się kolorowo. Jak udaje się Pani je ze sobą godzić i być zarazem żoną i matką?
No więc problem w tym,
że nie bardzo mi się udaje… Pracowałam i pracuję cały czas w pełnym wymiarze
godzin - jestem grafikiem w agencji reklamowej. Wszystko, co robię dla siebie,
robię po godzinach, poświęcając swój wolny czas, wypoczynek, często kontakty z
ludźmi, nad czym boleję… Książkę zaczęłam pisać, gdy moja córka była malutka i
odłożyłam ją właśnie dlatego, że nie mogłam pogodzić macierzyństwa z pracą
literacką. Dopiero teraz, gdy córka jest dorosła, wróciłam do niej. Inne rzeczy
nie są tak pochłaniające czasowo, zawsze można znaleźć chwilę na napisanie
wiersza, tekstu piosenki, namalowanie obrazu, odnowienie mebelka, stworzenie
ilustracji, rzeźby czy okładki książki. To są prace intensywne, lecz krótkie.
Porównując do sportu: to sprint. Ale pisanie powieści to maraton - z całą
piękną, ale i trudną „samotnością długodystansowca”. Bardzo jestem wdzięczna
mojemu mężowi i córce, że pozwolili mi na długie godziny odpłynięcia w inne
światy, że szanowali moją pasję i wspierali mnie na każdym kroku. Nie każdy
ma taki komfort, że jest rozumiany przez najbliższych i może pracować bez
poczucia winy…
Bodźcem do tej rozmowy stała się premiera drugiego
tomu trylogii Okruchy gorzkiej czekolady. Serce na wietrze, którego premiera przypadła na 21.07.2020, i któremu blog Góralka Czyta ma zaszczyt patronować medialnie. Stanowi on
kontynuację Morza ciemności opublikowanego również nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka w 2019
roku, jednak Czytelnikom dała się Pani poznać jako poetka debiutując cyklem
wierszy na łamach miesięcznika Poezja. Skąd
ten radykalny zwrot w kierunku prozy? Czy ze względu na obszerniejszą formę przekazu pozwala lepiej i pełniej wyrazić
siebie?
Wiersze pisałam od zawsze, to znaczy od momentu,
gdy nauczyłam się składać litery. Pisałam
przez całą podstawówkę i liceum, nikomu ich nie pokazując na wszelki wypadek…
Gdy kończyłam liceum, zauważyłam ogłoszenie Staromiejskiego Domu Kultury w
Warszawie, że planowane są warsztaty poetyckie. Osoby zainteresowane proszone były o przesłanie próbki swojej twórczości. Postanowiłam zaryzykować! Zakwalifikowałam się na warsztaty i przez kilka kolejnych lat brałam w nich udział.

Jeśli
przyjrzymy się Pani działalności na szeroko rozumianej artystycznej niwie,
bardzo łatwo dostrzeżemy szereg analogii do talentów, którymi
obdarzyła Pani swoją bohaterkę, Anię Kielanowicz, także absolwentkę liceum plastycznego. Czy to przypadek, a może
przeciwnie – celowe działanie, bo łatwiej jest pisać w oparciu o własne
doświadczenia?
Oczywiście, że łatwiej
jest pisać opierając się na własnym doświadczeniu! To, co przeżyliśmy
kształtuje nas, nasze widzenie świata. To, co umiemy robić, umiemy opisać
prawdziwie, bez fałszu czy zmyłki. Po prostu to wiemy. Dlatego podarowałam Ani
naukę w liceum plastycznym (sama też kończyłam takie liceum i znam jego
niepowtarzalny klimat), dlatego dałam jej malarstwo, bo sama malując mogłam
opisać dokładnie proces twórczy, wszystkie inspiracje, zachwyty czy niepokoje z
nim związane. To samo tyczy poezji. Natomiast nie znam się na muzyce, to znaczy
„wyrodziłam się” z bardzo muzykalnej rodziny - prawdziwy pech, bo dziadek mój
od strony taty był dyrygentem i kompozytorem… Ponieważ jednak muzyka była cały
czas obecna w moim życiu, więc mimo braku zdolności w tym kierunku, myślę, że
ją czuję i rozumiem. Mam nadzieję, że emocje z nią związane przedstawiłam na
tyle prawdziwie, że Czytelnik może w nie uwierzyć.
Siedemnastoletnia
Ania w wypadku samochodowym traci rodziców,
czego konsekwencją jest samodzielne mieszkanie w dużym domu pełnym niedogodności i… duchów
przeszłości. Przyznam, że rozpoczynając przygodę z Pani dorobkiem, właśnie ów fakt poruszył mnie do głębi, bowiem teraz
wkraczający w dorosłość ludzie marzą, by jak najszybciej opuścić rodzinne
gniazdo, a bohaterka - przeciwnie –
oddałaby wszystko, by mama i tata mogli być jeszcze choć przez chwilę obok
niej. Czy można by więc przypuszczać, że kierując w taki a nie inny sposób losami dziewczyny, chciała Pani zwrócić uwagę młodych na wartości takie jak miłość i
rodzina, o których w
pędzie życia czasem zdarza im się zapomnieć?

Zdaje
się, że niejako na osłodę podarowała Pani Ani kotkę o imieniu Zadyma. Jeśli
wierzyć słowom posiadaczy tychże, kocie mruczenie ma zbawienny wpływ na
efektywność twórczą. Czy Pani, której
kot w życiu także towarzyszy, może to potwierdzić?


Wyobrażam
sobie, że nim się zasiądzie do pisania ma się w głowie, bądź też na papierze
nakreślony plan działań. Czy Pani też takowy posiada i czy z którymś z bohaterów od
początku sympatyzuje, a któregoś
nie lubi? Jak to się ma do odczuć, którymi
po wydaniu książki dzielą się z Panią Czytelnicy? Czy owe odczucia choć
częściowo się ze sobą zbiegają?

A jeśli chodzi o moich bohaterów, to ich po prostu lubię! Myślę, że jeśli autor lubi stworzone przez siebie postaci, to Czytelnik też je polubi, bo niosą w sobie pewną wewnętrzną energię. Oczywiście mam też postaci negatywne, ale je też starałam się opisać z emocjami, licząc na to, że podobne emocje przeżyje Czytelnik. Mam w ogóle zasadę, że podchodzę do moich bohaterów z szacunkiem. Czy zły, czy dobry - wart jest mojego czasu i moich zabiegów.
Natomiast jeśli chodzi o odbiór Czytelników… jedynie w dwóch przypadkach zetknęłam się z opinią o bohaterze zupełnie inną niż moja. Chodziło o Anię. Te dwie osoby (kobiety), powiedziały mi, że Ania jest zarozumiała, pyszni się swoim dobrym pochodzeniem, jest we wszystkim genialna i strasznie je wk… wkurza. Nie ukrywam, że bardzo mnie te opinie zdziwiły. Potem pomyślałam, że tak naprawdę książka obnaża u ludzi pewne ich życiowe deficyty, brak miłości w dzieciństwie, brak wiary w siebie, brak chęci robienia czegokolwiek… Gdy ludzie widzą naocznie, że coś ich w życiu ominęło, że czegoś nie dostali lub nie potrafili zdobyć, wtedy często włącza im się ogromny agresor. Ania dostała od życia bardzo dużo: kochającą rodzinę, całe zaplecze kulturowe jakie ofiarowuje swoim dzieciom tak zwany dobry dom: tradycję, historię, wychowanie, wielopokoleniowe wykształcenie. Odziedziczyła również majątek. Poza tym jest inteligentna i utalentowana. To trochę za dużo, przynajmniej dla niektórych… Wzbudza to w nich tylko jedno uczucie: i dobrze jej tak! Nie będę jej żałować! Muszę przyznać, że z kolei ja bardzo żałuję tych ludzi. Przykro mi, że muszą nieść w sobie taką traumę.
Czytając
miałam wrażenie, że Pani, jak na artystkę przystało, Serce na wietrze
malowała słowem za sprawą bogactwa, obrazowości i plastyczności języka. Czy
więc historia jak i sposób jej
opowiedzenia winny mieć zawsze równorzędne
znaczenie?
Forma jest
nierozerwalnie związana z treścią, takie jest moje zdanie. Można mieć
fantastyczną historię i nie umieć jej właściwie opowiedzieć, można dysponować
wspaniałym warsztatem i nie mieć nic do powiedzenia… Więc według mnie pisarz
musi całe życie rozglądać się za inspirującymi tematami, a jednocześnie
nieustannie szlifować formę, dochodzić w niej do takiego mistrzostwa, na jakie
tylko go stać. No i musi rozbudzać w sobie emocje, ale to naprawdę trzeba
rozpalić pod kotłem! Tylko z połączenia tych trzech rzeczy może zrodzić się w
moim pojęciu doskonała książka. A, i wiedza! Trzeba się nieustannie uczyć, żeby
móc coś ciekawego powiedzieć, nie ma inaczej… U siebie wciąż widzę mnóstwo
niedoróbek, odpuszczeń, cały czas nie jestem do końca z siebie zadowolona. I
myślę, że ta pokora również jest ważna. Wobec siebie. Wobec świata. Wobec
ludzi. I wobec własnych niedoskonałości.
W
pierwotnym zamyśle powieść zatytułowana była Biały jednorożec. Czy Pani zdaniem – skoro zdecydowano się go
zmienić – współczesny Czytelnik wykazuje brak chęci do interpretacji metafor?
Zmiana tytułu to nie
był mój pomysł… Wciąż wierzę w ludzi, w ich zdolność pojmowania metafor, w ich
inteligencję, umiejętność czytania symboli, kodów kulturowych, pewnych ikon.
Jednorożec jako symbol towarzyszył człowiekowi od wieków, występował w
literaturze i poezji, w malarstwie, tapiseriach, heraldyce. Wystarczy zajrzeć
do Słownika mitów i tradycji kultury
Władysława Kopalińskiego, by zobaczyć jaka jest jego symbolika: jest symbolem
czystości i dziewictwa. Wyraża miłość
wyrzekającą się spełnienia fizycznego, przenoszącą poezję wyrzeczenia nad
poezję posiadania, stąd jest emblematem związku platonicznego. Jest
idealnym tytułem do drugiej części mojej książki, która w nieoficjalnym
podtytule ma słowo miłość, tak jak
tom pierwszy miał słowo śmierć.
Niestety. Podobno biały jednorożec mógłby
wywoływać skojarzenia, których byśmy nie chcieli, innymi słowy,
prawdopodobnie kojarzyłby się z literaturą fantasy lub z tęczowym jednorożcem
dla pięciolatek… Przykro jest pomyśleć, że słowa podlegają schematom myślowym,
że nie są słowami wolnymi, a takimi powinny być dla pisarza. I Czytelnika!
Książka
na pierwszy rzut oka przykuwa uwagę swoją objętością, bowiem 740 stron znacząco
odbiega od reguły. Czy nie obawia się Pani,
że tak obszerny tekst może zniechęcić do lektury, wszak kondycja
czytelnictwa w Polsce nadal pozostawia wiele do życzenia…?
Myślę, że ludzie,
którzy generalnie nie czytają i tak nie przeczytają książki, nawet gdyby była
znacznie cieńsza. A ci, którzy czytają - przeczytają i 700 stron! Dla mnie
ważne było, aby historia została opowiedziana właściwie, aby miała dla siebie
tyle miejsca, ile potrzebuje. To trochę tak, jak z meblami. Można wcisnąć
olbrzymi stół do mikroskopijnego pokoju, ale odpowiednio zaprezentuje się
dopiero wtedy, gdy będzie miał wokół siebie przestrzeń. Dlaczego dawniej domy
stawiano w wielkich parkach, na obszernych trawnikach? Aby wydobyć ich całe
piękno, proporcje, aby dać im odpowiednią oprawę. Mam wrażenie, że tak jest ze
wszystkim. Więc nie, nie boję się obszerności tekstu. Zresztą spotkałam się z
głosami, że książka połknięta została w jeden dzień. Rany boskie! To nawet ja
tak szybko jej nie przeczytałam…
Serce na wietrze jest w moim odczuciu swoistym studium odradzania
się Ani, która
niczym feniks z popiołów powstała po to, by przeżyć życie na nowo. Wykazuje
Pani, że mimo bólu po
stracie bliskich, warto dać sobie szansę na życie jego pełnią, wypełniając
pustą przestrzeń nowo poznanymi ludźmi, będącymi gwarantem nadziei na lepsze
jutro. Czy właśnie dlatego na drodze Ani stanął Potwór w osobie Pawła Jeża?
Czy Paweł jest
gwarantem nadziei na lepsze jutro? Jest przede wszystkim tajemnicą. Ale to
prawda, że daje Ani cały wachlarz przeżyć. Po prostu spotkanie z osobowością
wzbogaca osobowość! Paweł jest wyzwaniem i niewiadomą, ale jednocześnie
przyjacielem, a także obiektem rozmyślań i marzeń. Na pewno wzbogaca jej życie
i na pewno zdobywa szturmem swoje miejsce u jej boku. Pojawił się po to, by
mogła przejść długą drogę - od bardzo silnej niechęci i lęku, do…
Przeczytajcie!
Jeżozwierz
uczy w liceum znienawidzonej przez nastolatkę matematyki. Czy Pani jako
artystyczna dusza podziela tę niechęć do królowej
nauk?
To całe moje życie był
ponury dramat… Nienawidziłam matematyki tak, jak Ania i też byłam beznadziejna
z tego przedmiotu. Mój mózg po prostu tak nie pracował! Ale też muszę przyznać,
że nigdy nie miałam nauczyciela z prawdziwego zdarzenia. Nie wystarczy znać
matematykę, trzeba jeszcze umieć tę wiedzę przekazać. Tłumaczyć tak długo, aż
największy głąb zrozumie… Niestety w zwykłej publicznej szkole, w klasach
liczących do trzydziestu uczniów, nie ma na to czasu, trzeba lecieć z
programem. A tymczasem - jak w pieszych wędrówkach czy rajdach - powinno
dostosowywać się do tempa najsłabszego. Matematyka była zmorą mojego życia
przez całą podstawówkę i liceum. Prawdę mówiąc nie wiem, jak zdałam maturę…
kłamię oczywiście, wiem jak. W ostatniej klasie do mojego liceum plastycznego
przybył uczyć matematyki prawdziwy POTWÓR. Facet o mało nie doprowadził
wszystkich do psychiatryka… Przyszedł do nas z wyższej uczelni, przyzwyczajony
do innego poziomu, był bezwzględny, arogancki, obcesowy, niemiłosierny,
pamiętam oczywiście jego nazwisko, ale przez miłosierdzie go nie wymienię… Więc
ten facet podpowiedział mi rozwiązanie jednego zadania na maturze. Tylko
dlatego zdałam. Po latach ów matematyk wrócił do mnie jako inspiracja przy
tworzeniu postaci Pawła Jeża - więc wybaczyłam mu wszystko, bo bardzo dużo mu
zawdzięczam. I - o ironio - po latach złożyłam w mej książce wielki hołd
matematyce, bo naprawdę uważam ją za królową nauk, jest cudowna, logiczna,
twórcza, odkrywająca nowe światy, jest genialna w swojej prostocie i swoim skomplikowaniu,
jest niezwykła. Tylko ja jej nie rozumiem…
Paweł
Jeż w toku akcji niczym Bestia z kultowej baśni przeistacza się i staje coraz
mniej strasznym, ale za to coraz bardziej tajemniczym dla Ani, jak również dla Czytelników, co rodzi przypuszczenie, że kreacja tak
złożonego bohatera nie była łatwa. Jak przebiegała i który element lepienia go z literackiej gliny był
najprostszy, a który
przysporzył Pani najwięcej trudności?
Przeistoczenie
Jeżozwierza miałam zaplanowane, jego wielowymiarowość od początku mnie
pociągała! Trochę się w nim kochałam (śmiech), więc ta kreacja nie była dla mnie trudna,
wiedziałam jak go prowadzić i ulegałam jego urokowi, bo chciałam, by ulegli też
Czytelnicy. To było trochę jak pisanie kryminału: znałam jego przeszłość, jego
myśli, odczucia, wiedziałam, dlaczego pojawił się w ogóle w tej szkole - zabawą
było tak zakamuflować wszystkie wątki, by zostawić dla Czytelnika tajemnicę,
którą razem z Anią mógłby odkrywać. Nieodkryta jest jeszcze do końca, dopiero
trzeci tom przyniesie wyjaśnienie i rozwiązanie zagadek.
Nie da
się ukryć, że relacja Ani z nauczycielem spędza sen z powiek Michałowi, który kocha ją bez wzajemności. Czy ta miłość w Pani
zamyśle będzie już do końca nosiła słodko – gorzkie znamię?
Na to pytanie nie mogę
odpowiedzieć, bo nie chcę spoilerować własnej książki! Zostawiam tę sprawę
otwartą, chciałabym by Czytelnicy do końca byli utrzymani w niepewności. Między
nami - nic tak nie podgrzewa ciekawości, jak tajemnica.
Uczucia
niejedno mają imię. Potwierdza to Pani dość odważnie kreśląc na kartach
powieści wątek lesbijskiej miłości, jednak postawa Ani w tym aspekcie może
budzić niesmak ludzi identyfikujących się z tym środowiskiem…
Musimy to powiedzieć bardzo otwarcie: zbliżenie
fizyczne między ludźmi może odbywać się jedynie za pełnym przyzwoleniem obu
stron, niezależnie od tego, czy jest to związek hetero czy homoseksualny. Każde
inne nosi w sobie cechy gwałtu, a w każdym razie przekroczenia indywidualnych,
wewnętrznych granic. Nic zatem dziwnego, że Ania zareagowała ostro na próbę
nienaruszalności swego terytorium. Dokładnie to samo stałoby się, gdyby to była
męska próba - proszę przypomnieć sobie jej odczucia w tańcu z nauczycielem p.o.
Płeć nie miała tu absolutnie nic do czynienia, ona po prostu nie chciała
kontaktu z osobą, która jej nie
pociągała fizycznie. W przypadku Bajki było to uczucie bardziej złożone,
ponieważ Ania Bajkę lubiła i
fascynowała się nią. Ale była to fascynacja człowiekiem, osobowością, nie zaś
fizyczna fascynacja płcią. I proszę, byśmy tu nie popadali w jakąkolwiek
„poprawność polityczną” czy obyczajową. Nie mamy obowiązku odwzajemniania
czyichś uczuć czy zalotów tylko dlatego, by nie posądzono nas o nietolerancję.
Poza tym Ania akceptuje związki homoseksualne, czemu daje wyraz w rozmowie z
Bajką, ale sama nie ma takich potrzeb i nie ma powodu, by się do nich miała
zmuszać tylko ze strachu, by nie zostało to źle odebrane. A późniejsza sytuacja
z Bemolką? Michał mówi do siostry: naprawdę
uważasz, że mnie to gorszy? Gdyby Bajka cię kochała, to powiedziałbym po
prostu: OK. Za wcześnie to wszystko, ale kochacie się, więc OK. Ale… to nie
miłość. W każdej sytuacji jest akceptacja dla odmienności miłości, ale nie
ma przyzwolenia na manipulację i przekraczanie granic. Czy taka postawa może
budzić jakikolwiek niesmak? Jakiegokolwiek środowiska? Chyba nie. Nie dajmy się
zwariować!
Finałowa scena intryguje, bowiem zawiesiła Pani ją
tak, by wokół Czytelnika zgęstniało powietrze w oczekiwaniu na więcej. Czy może
Pani uchylić rąbka tajemnicy, zdradzając czego możemy spodziewać się w części
zamykającej gorzko - czekoladową serię?
Nie mogę zdradzać
fabuły, mogę jedynie powiedzieć, że w ostatnim tomie zmienia się narrator
powieści - część trzecia to dziennik Pawła Jeża. Mamy więc niecodzienną
możliwość, by wreszcie znaleźć się „w głowie” drugiej osoby, zobaczyć, co ten
bohater cały czas naprawdę myślał, jak interpretował tę sytuację, jakie były
jego uczucia. Poznamy jego tajemnicę i zrozumiemy, dlaczego w drugim tomie
zachowywał się tak, jak się zachowywał. Na marginesie: pisanie tej części było
dla mnie niezwykłą przygodą, musiałam przekierować umysł na męski sposób
widzenia i to było naprawdę niesamowite doświadczenie. Ponieważ całe życie
przyjaźniłam się z facetami i dużo przebywałam w ich towarzystwie - mam błogą nadzieję,
że chociaż odrobinę weszłam w męską skórę. W każdym razie bardzo się starałam.
Dość powiedzieć, że doprowadziłam swój umysł do takiego stanu, że zaczęłam się
oglądać za ładnymi dziewczynami na ulicy! Oczywiście żarty na bok, jestem
kobietą, więc i moje myślenie nie mogło być w 100% męskie, a raczej stworzyłam
mężczyznę, który nie ma prawa istnieć - za to kobiety chciałyby, by istniał.
Więcej nic nie powiem.
W
ostatnim czasie naszą rzeczywistość zdominowała pandemia koronawirusa. Czy w
jakiś sposób wpłynęła ona na Pani życie ograniczając
działania i czy – paradoksalnie – wirus
może sprawić, że nauczymy się bardziej być ze sobą i dla siebie?
Napisałam tekst na ten temat. Może ktoś chciałby napisać do tej piosenki muzykę i wykonać ją?
MOŻESZ PO PROSTU ZOSTAĆ W DOMU
Ten czas jest jak smyczkowy tercet
nie powie tego nikt nikomu
możesz rozluźnić pięści, serce
możesz po prostu zostać w domu
Możesz rozluźnić spięte serce
niech bije wolno i spokojnie
ten czas - jak zawieszenie broni
na prowadzonej wiecznie wojnie
Możesz rozluźnić spięte ramię
wziąć w rękę nurt leniwej chwili
i zadać wreszcie to pytanie:
o cośmy się właściwie bili?
Może wystarczy noc nad głową
może wystarczą proste słowa
ta chwila zacznie się na nowo
i już na zawsze będzie nowa
Będzie jak cisza jak milczenie
jak sen którego nie pamiętasz
jak pogubione gdzieś marzenie
jak znaleziona nagle pointa
Ta chwila jak smyczkowy tercet
nie powie tego nikt nikomu
możesz rozluźnić pięści, serce
możesz po prostu zostać w domu
Możesz po prostu zostać w domu
i myśleć marzyć patrzeć nucić
nie przyznać nigdy się nikomu
…możesz po prostu już nie wrócić.
Czego
mogłabym życzyć Pani na gruncie prywatnym i zawodowym?
Proszę mi życzyć więcej
czasu. Żebym mogła zrobić to, co chcę zrobić, bez rezygnacji z naprawdę dla
mnie ważnych rzeczy. I proszę życzyć mi tego, by Czytelnicy pokochali moje
książki.
Zatem właśnie tego życzę najgoręcej.
W
ostatnim słowie do Czytelników
chciałabym powiedzieć jeszcze…
…że są dla mnie bardzo
ważnymi osobami. Szanuję ich, cenię i chcę im dać od siebie wszystko, co
najlepsze. Emocje, wzruszenia, magię, pytania, wszystkie uczucia, bo po to się
przecież pisze. Pragnę ich wszystkich pozdrowić i podziękować, że czytają moje
książki!
Na koniec chciałam też
najserdeczniej podziękować Pani za naszą rozmowę - była dla mnie naprawdę
wielką przyjemnością!
Z
wzajemnością. Dziękuję za poświęcony czas.
Z Elżbietą Sidorowicz - Adamską rozmawiała Iwona Niezgoda – pomysłodawczyni i
organizatorka niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca Litera, prowadząca bloga Góralka Czyta.
Intrygująca rozmowa!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Duszeńku, tym bardziej, że ogromnie liczę się z Twoją opinią <3
UsuńBardzo ciekawa i obszerna rozmowa. 😊
OdpowiedzUsuńCieszę się, Aguś, że Ci się podoba, bo może sprawi, że prędzej sięgniesz po książki Autorki :) Pozdrawiam!
UsuńZnam osobiście Elżbietę Sidorowicz, jest moją przyjaciółką od lat, a i tak znalazłam w tym wywiadzie mnóstwo informacji i ciekawostek, o których nie miałam pojęcia, dziękuję!
OdpowiedzUsuńPrzeogromnie mi miło to czytać. Również dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
Usuń