[RECENZJA] Joanna Stovrag - "Chwila na miłość"

 (…) znienacka i na zawsze


Ja bez tebe ne mogu da zivim

milo moje, nije nam se dalo

da se u tvom zagrljaju smirim

sve sa tobom bilo mi je malo.


Słowa śpiewanej przez Halida Bešlića sevdalinki, której mianem określa się tradycyjny utwór pochodzący z Bośni i Harcegowiny, gdzie sevdah w języku tureckim oznacza miłość, w pełni oddają ducha książki Joanny Stovrag pod tytułem Chwila na miłość, wznowionej i uzupełnionej pod skrzydłami Wydawnictwa Replika w 2017 roku, bowiem wcześniej – to jest w 2007 roku ukazała się ona nakładem Oficyny Wydawniczej Branta jako Jeszcze żyję… Historia prawdziwa.

Na ich kartach autorka posługując się piękną polszczyzną, skrupulatnie zebrała okruchy własnej przeszłości malując nimi pejzaż z jednej strony zachwycający pięknem Bałkanów, a z drugiej porażający okrucieństwem wojny domowej w Bośni i Harcegowinie, toczącej się w latach 1992 – 1995, uznanej za najkrwawszy konflikt od czasu zakończenia II wojny światowej, której Sarajewo stało się symbolem.

Jednak zrządził los pewnego dnia pozwalając – niejako dla równowagi – by na jego zgliszczach tliła się iskierka pięknej i bezinteresownej miłości. Z troską pielęgnowana przez cztery dłonie i dwa serca oraz wspierana głębokimi wiarą i nadzieją, pragnęła przetrwać wybuchając na przekór czasom żarem, który pali, ale nie niszczy. Który rozjaśnia tunel mroku, by na jego końcu wskazać drogę prowadzącą ku świetlanej przyszłości oraz dowieść, że możliwym może stać się to, co niemożliwe. Wystarczy tylko CHCIEĆ.


Bo przecież chcieć to móc – owa dewiza przyświecała Joannie Stovrag – tłumaczce przysięgłej języków chorwackiego, bośniackiego i serbskiego, kiedy w latach osiemdziesiątych przyjechała do Sarajewa. Witana zapachami kadzidełek, przypraw i kawy oraz oczarowana otwartością ludzi akceptujących szeroko rozumianą inność, była szczęśliwa mogąc właśnie w takim miejscu doskonalić swoje umiejętności językowe za sprawą stypendium naukowego. Szybko jednak przyszło jej odkryć, że prawdziwe szczęście ma zielone i łagodne oczy, należące do przystojnego Bośniaka Seja – muzułmańskiego ucznia filologii rosyjskiej. Od pierwszego spotkania w studenckim barku pragnęła z nim oglądać świat.

Można by więc pomyśleć, że autorka Chwili na miłość pod orientalnym płaszczykiem przemyca wartości zawarte w bajce, w której to Królewna i Królewicz na białym koniu grają główne role. Zakochani jednak nie udawali, upewniając młodą krakowiankę w słuszności słów zasłyszanej legendy, która głosi: Każdy, kto weźmie do ust choćby kroplę wody z Baščaršiji, już zawsze będzie wracał do Sarajewa. Ona jednak z pierwszej nadarzającej się ku temu okazji nie skorzystała. Czy właśnie dlatego jej powrót na łono miasta stał się na długie czterdzieści cztery miesiące prawie niemożliwy? Trudno odpowiedzieć na to pytanie choćby ocierając się o pewność. Z całą pewnością jednak rzec można i trzeba, że winy za taki stan rzeczy należy upatrywać w wojnie, której początek datuje się na 5.04.1992 roku, a który wywarł fundamentalny wpływ na losy wielu, w tym także na Joannę i Seja Stovragów.

Toteż kobieta – wzbogacając swoją publikację o trzydzieści cztery fotografie i listy pochodzące z prywatnych zbiorów oraz piosenki – otwiera przed Czytelnikiem dębowe drzwi do przeszłości ze wszech miar naznaczonej bólem i strachem popychającymi ją w czeluści obłędu powodowanego obawami o zdrowie i życie drogiego sercu Seja, służącego w jednostce specjalnej MSW RB i H w oddziale „Bosna”. Właśnie teraz, kiedy najwięcej mogę, kiedy najwięcej chcę i mam najwięcej sił, muszę zajmować się czymś najgorszym, co istnieje na świecie – muszę walczyć – pisał zrozpaczony, relacjonując ukochanej przebieg zdarzeń rozgrywających się na ziemi, którą nawiedziły demony.

Pisarka uzupełniając go, a przez to ukazując wartościowy obraz, którego próżno szukać na kartach podręczników historii współczesnej, dopowiada między innymi: Oglądałam kalejdoskop szarych, wykrzywionych skurczem bólu twarzy Sarajewian, ruin mojego akademika, szczątków ukochanej biblioteki, domów bez dachów i okien oraz grobów, które tam widziałam wszędzie – na stadionach, koło szpitali, w parkach, na trawnikach, na ścieżkach pomiędzy domami. Grób na grobie, jak jeden wielki cmentarz. Robi to tak umiejętnie, że odbiorca prezentowanych treści trwa nieustannie w niemym zadziwieniu obserwując minione zdarzenia ze świadomością, iż żadne słowa nie są w stanie wyrazić wachlarza odczuć względem tej walecznej pary, która w ogniu bratobójczych walk toczonych w mieście oblężonym przez serbskie wojsko – mieście, którego serce trawił ból masakry na targowisku Markale - miała odwagę toczyć także prywatną wojnę o to, by serca – mimo bólu rozłąki – nie przestawały bić we wspólnym rytmie.

Joanna i Sejo Stovragowie wspierani przez wielu ludzi między innymi: Janinę Ochojską, Konstantego Geberta, Wojciecha Tochmana, czy tragicznie zmarłego Waldemara Milewicza – który nakręcił o nich film zatytułowany Zwykła historia, wyemitowany po raz pierwszy początkiem marca 1996 roku w Programie 1 TVP – odnieśli zwycięstwo. Tym większe, że poparte pełną i zgodną świadomością, iż przyszłość zależy od miłości, a uścisk dłoni jest czymś więcej niż słowo

Ich przykład dowodzi niezbicie, że nasze wybory poparte łaską płynącą z niebios – gdzie jednego Boga czczą różne religie, podejmując tym sposobem próbę jego interpretacji, zrozumienia i dopasowania do wielu kultur - są w stanie zmienić życie o sto osiemdziesiąt stopni, czyniąc je dopiero wtedy w pełni wartościowym.

Ogromnym smutkiem napawa jednak fakt, iż możni tego świata wciąż zapominają, że wojna to tragedia, która może zdarzyć się w każdym kraju. Wystarczy tylko mała iskierka, nie mająca nic wspólnego z miłością.

Dlatego w tym miejscu zasadnym jest powtórzyć za chorwackim poetą Jure Kaštelanem: Niech nie będzie wojny, niech wszystko będzie proste jak morze i miłość… nie zapominając przy tym także słów niemieckiego twórcy Johanna Wolfganga von Goethego, który powiedział: Nie zawsze możesz być bohaterem [i „żołnierzem szczęścia” jak Sejo], ale zawsze możesz być człowiekiem.


Zainteresowanych książką odsyłam na stronę Wydawnictwa Replika i na facebookowy profil autorki.


Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego bardzo dziękuję Joannie i Sejowi Stovragom.


 

W życiu czasami jest nam dane spotkać ludzi, których losy i postawa bardzo nas poruszają i uwrażliwiają na to, co dzieje się wokół. Kochani, wdzięczna jestem właśnie losowi, że nas ze sobą zetknął…


 




Komentarze

  1. Mam tę książkę, ale jeszcze jej nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zwlekaj z lekturą, Aguś, bo to książka z takich, co to na zawsze zapadają w pamięć...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

[WYWIAD PATRONACKI] Michał Kubicz: Zawsze powtarzam, że dokładnie w tym tkwi największa wartość mojej prozy: opowiadam o postaciach historycznych, a więc z założenia znanych, ale pokazuję ich najbardziej ludzką stronę, a tę widać właśnie w scenach kipiących od uczuć.

[WYWIAD] Daniel Pielucha: Wiedziałem, że będę malował. To niczym nieuleczalna choroba, a jak malować, to szczerze, i to, co się rozumie i czuje najlepiej, stąd ten realizm i Nadrealizm Polski.

[RECENZJA] Maciej Siembieda - "Nemezis"